W obliczu kolejnej fali zakażeń koronawirusem niektóre rządy decydują się na wprowadzenie tzw. certyfikatów covidowych, zwanych też "paszportami". Przykładowo Austria podczas zbliżającego się sezonu narciarskiego pozwoli korzystać ze stoków tylko zaszczepionym, ozdrowieńcom albo osobom, które przedstawią wykonany niedawno, negatywny test PCR. Również Holandia zdecydowała się na surowsze obostrzenia. Od soboty przedstawienie certyfikatu jest tam konieczne, aby wejść do muzeum, siłowni czy ogródka restauracyjnego.Podobnego ruchu na razie nie planują polskie władze. Dodatkowo premier Mateusz Morawiecki zapewnił, że lockdown nie jest planowany i zachęcił do przyjmowania preparatów przeciw COVID-19. Prof. Fal: Szczepienia są podstawowym mechanizmem obronnym Prof. Andrzej Fal, prezes Polskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego, ocenił w dogrywce "Gościa Wydarzeń" w Interii, że nasz kraj "nie wykorzystuje narzędzia, jakim jest certyfikat covidowy". - Nauka uznała, że szczepienia są podstawowym mechanizmem obronnym przed pandemią - zauważył ekspert. Jak przypomniał, większość Polaków postanowiła zaszczepić się przeciw COVID-19. - Jeśli jesteśmy demokracją, to ta większość powinna demokratycznie egzekwować prawa w obszarze publicznym od mniejszości, która jest innego zdania - mówił prof. Fal. Na uwagę prowadzącego Piotra Witwickiego, że podczas debat o ewentualnym wprowadzeniu certyfikatów covidowych pojawiają się argumenty o "segregacji sanitarnej", odpowiedział: - Im takie hasła twardziej zabrzmią, tym bardziej są chwytliwe. Ekspert postuluje lokalne obostrzenia Jak mówił prof. Fal w "Gościu Wydarzeń", ewentualne pierwsze obostrzenia podczas czwartej fali pandemii powinny spowodować, że nie będziemy chcieli się przemieszczać. Dodatkowo życie społeczne i gospodarcze powinno być zamrażane - jeśli zajdzie taka potrzeba - w skali lokalnej, np. powiatowej. - Wprowadzenie takich obostrzeń będzie zdrowotnie, ekonomiczne i psychologicznie łatwiejsze dla całości społeczeństwa niż zaczekanie, aż będzie to problem ogólnokrajowy - stwierdził. W jego ocenie, sytuacja epidemiczna "dojrzała do tego, żebyśmy zaczęli redukować liczby osób, które się ze sobą spotykają".