Prokuratura Okręgowa w Łomży oskarżyła Beatę Z. o zabójstwo własnych dzieci, urodzonych w 2000, 2003, 2008, 2010 i 2012 roku, trzech chłopców i dwóch dziewczynek. Według prokuratury kobieta pozostawiała je po porodzie w takim miejscu i warunkach, w których nie miały szans na przeżycie. W ocenie śledczych nie podjęto żadnych starań, by umożliwić im przeżycie. Znaleziono ciała czworga dzieci W śledztwie Beata Z. przyznała się do zarzutów stawianych przez śledczych ws. zabójstw dzieci. Z jej wyjaśnień wynikało, że dzieci rodziły się żywe i po narodzinach były zostawiane bez należytej opieki np. na strychu domu, a matka już się nimi nie zajmowała. Mówiła też wtedy, że to postawa konkubenta, który nie interesował się nią, gdy zachodziła w kolejne ciąże, decydowała o tym, iż nie chciała tych dzieci. Z piątki dzieci, których zabójstw dotyczą zarzuty, śledczym udało się odnaleźć szczątki czworga. Szczątki dwojga odnaleźli na strychu domu kobiety; szczątki dwojga kolejnych - pod klepiskiem stodoły. Jesienią ubiegłego roku dokładnie przeszukano staw przeciwpożarowy w Hipolitowie, bo były podejrzenia, że tam zostały ukryte zwłoki piątego noworodka. Nie odnaleziono ich jednak. Matka dzieci zmieniła zeznania We wtorek przed Sądem Okręgowym w Łomży kobieta przez 1,5 godziny przedstawiała swoją wersję zdarzeń i odpowiadała na pytania stron. Mówiła inaczej, niż wcześniej w śledztwie. Beata Z. powiedziała, że pierwsze dziecko utopił w stawie we wsi jej mąż (obecnie już nieżyjący), ponieważ nie było jego. Troje kolejnych zmarło - jak twierdzi - po porodach, kiedy ona po porodzie zasypiała. - Jak później się obudziłam, to nie żyło - mówiła o jednym z dzieci. Piąte, według jej wtorkowych wyjaśnień, urodziło się martwe. To różnica nie tylko co do okoliczności śmierci dzieci, ale i ich liczby. W zarzutach jest bowiem zabójstwo m.in. w 2008 roku. W czasie śledztwa w stawie w Hipolitowie poszukiwano bezskutecznie szczątków właśnie tego dziecka. Tymczasem we wtorek oskarżona, mówiąc o utopieniu dziecka w stawie, miała na myśli dziecko urodzone 10 lat wcześniej. A według ustaleń śledztwa, w oparciu o wcześniejsze wyjaśnienia oskarżonej, poród tego właśnie dziecka odebrała teściowa i mąż Beaty Z. Zabrali to dziecko (nie było dzieckiem jej męża) i dotąd nie wiadomo, co się z nim stało. Prokuratura ten wątek badała oddzielnie, ale śledztwo umorzyła, uznając, że tajemnicę znali tylko mąż i teściowa oskarżonej, a ci już nie żyją. "Prawdziwa jest ta wersja, którą przedstawiłam dzisiaj" Pytana przez sąd i prokuratora, z czego taka zmiana wyjaśnień wynika, oskarżona nie potrafiła wyjaśnić. Mówiła, że w śledztwie "była pod presją, była zastraszana, nie miała adwokata, nie wiedziała, co mówić". Mówiła, że policja "wywierała na nią nacisk". Powtórzyła, co mówiła też na pierwszej rozprawie, że "nie udzieliła dzieciom pomocy fachowej". - Bo się na tym nie znam. I nie pochowałam ich godnie, bo nie miałam za co - mówiła we wtorek przed sądem. Sędzia przewodniczący Jan Leszczewski zwracał uwagę, że są różne wersje przebiegu zdarzeń i pytał, która w takim razie jest prawdziwa. - Ta, którą przedstawiłam dzisiaj - mówiła Beata Z. Po raz kolejny powiedziała, że nie potrafi wyjaśnić, dlaczego wcześniej mówiła inaczej m.in. w kwestii dziecka urodzonego w 1998 roku. Pytana przez prokuratora, dlaczego ukrywała zwłoki dzieci, skoro twierdzi, że umarły w domu, mówiła, że "się wstydziła" i się bała, że znajdzie je najstarsza córka. Dlaczego nie wezwała pogotowia? "Nie wiem" - brzmiała odpowiedź. Pytana przez obrońcę Beata Z. mówiła o sobie, że jest osobą zamkniętą, która o swoich problemach zwierzała się tylko jednej z sióstr. Opowiadała o trudnych warunkach materialnych. Przyznała, że piła alkohol, ale tylko okazyjnie. Tak zeznali pierwsi świadkowie We wtorek sąd rozpoczął też przesłuchania pierwszej grupy świadków. Większość z nich to bliska rodzina oskarżonej, która na początku rozprawy skorzystała jednak z prawa do odmowy zeznań. Wśród nich dwoje najstarszych dzieci kobiety (urodzone jeszcze w czasie małżeństwa), siostry i matka. Niezaradna życiowo, niewydolna wychowawczo - mówiła o niej zawodowa kuratorka sądowa, która zajmowała się tą rodziną. Przyznała, że z czasem sytuacja zaczęła się poprawiać. - gdy nie wyglądało, że ukrywa ciążę - mówiła przed sądem. Pytana przez obrońcę Beaty Z., powiedziała, że uważa, iż "zrobiła wszystko, co mogła zrobić" w kwestii pomocy tej rodzinie. - e wiedziałam, że Beata Z. bywała w ciąży, po których nie pojawiały się dzieci - mówiła. Powiedziała, że była w domu rodziny Z. w połowie maja 2013 r. z kuratorką społeczną i pytały wówczas kobietę, czy ta nie jest w ciąży, choć "jej wygląd tego nie sugerował". Sugestia wynikała z faktu, że Beata Z. zaczęła mieszkać z konkubentem. Pod koniec czerwca nagłe schudnięcie Beaty Z. zasugerowało jednak pracownicy opieki społecznej z gminy Stawiski, iż kobieta mogła być w ciąży, ale nie ma dziecka. Opieka społeczna zawiadomiła policję. Kolejne trzy rozprawy zaplanowano na styczeń. Będą wówczas przesłuchiwani świadkowie i biegli.