Obok Rafała N. na ławie oskarżonych zasiadł 24-letni Bartłomiej K., którego oskarżono o nieudzielanie pomocy osobie będącej w stanie zagrożenia życia. Grozi mu do trzech lat więzienia. Przed sądem Rafał N. częściowo przyznał się do zarzutów. Odmówił składania wyjaśnień i zapowiedział, że będzie odpowiadał na pytania obrońcy. Wyrażał skruchę i przepraszał pokrzywdzoną i rodzinę zamordowanego Mateusza. Powiedział, że codziennie żałuje tego, co zrobił. "Ciężko mi z tym żyć. Wiem, że to nic nie da, ale przepraszam wszystkich" - mówił. Sąd odczytał jego wyjaśnienia ze śledztwa, w których początkowo całkowicie przyznawał się do winy, później jednak twierdził, że nie chciał zabić, tylko nastraszyć ofiarę. 21-latek opowiadał, jak chwalił się nożem, który nosił ze sobą, po to, "żeby znajomi myśleli, że jest gangsterem". Nie pamięta zdarzenia W swoich wyjaśnieniach utrzymywał, że przed zabójstwem pił alkohol, brał narkotyki i tabletki na odchudzanie, które wywoływały u niego agresję. Twierdził, że nie pamięta dokładnie samego zdarzenia. Po zabójstwie wyrzucił nóż do kratki ściekowej na ulicy i wszedł do jednego z pubów, żeby wmieszać się w tłum i zmyć krew z twarzy i rąk. Rano przyznał się ojcu, co zrobił, i razem z nim pojechał na komisariat; wówczas został zatrzymany. Sąd odczytał list, który oskarżony miesiąc po zbrodni napisał do rodziców zamordowanego 20-latka, którzy są w procesie oskarżycielami posiłkowi; przepraszał ich i wyrażał skruchę. Uchylił się jednak od odpowiedzi na pytania ich pełnomocnika, m.in. czy podążał za odchodzącą ofiarą, zadając jej kolejne ciosy, czy przytrzymywał ręką upadającego chłopaka i zadawał mu ciosy nożem, kiedy już siedział on na ziemi. Drugi z oskarżonych, 24-letni Bartłomiej K., który w śledztwie przyznał się do zarzucanego czynu, przed sądem nie przyznał się i odmówił składania wyjaśnień. Na wniosek obrońcy Rafała N. sąd wyłączył jawność rozprawy na czas przesłuchania członków rodzin obu oskarżonych. Zbrodnia w Łodzi Do zbrodni doszło w połowie lutego ub. roku w nocy na głównej ulicy miasta - Piotrkowskiej. 20-letni chłopak i dziewczyna bawili się w jednym z pubów. Po wyjściu z lokalu usiedli na murku i rozmawiali. Gdy obok nich przechodziło dwóch mężczyzn, jeden z nich, Rafał N., potknął się o nogę dziewczyny. Zawrócił, uderzył ją otwartą dłonią w twarz i odszedł. Towarzyszący dziewczynie 20-latek pobiegł za napastnikiem. Ten wyciągnął nóż i 13 razy ugodził chłopaka. Młody mężczyzna zmarł. Tego samego dnia policja zatrzymała Rafała N. i jego kolegę Bartłomieja K. Młodszy z mężczyzn usłyszał zarzut zabójstwa oraz naruszenia nietykalności cielesnej kobiety. Bartłomiej K. usłyszał zarzut nieudzielenia pomocy osobie będącej w stanie zagrożenia życia. Obaj nie potrafili wytłumaczyć swojego zachowania; twierdzili, że byli pod wpływem alkoholu i narkotyków. Według prokuratury na nożu, który sprawca porzucił na ulicy, ujawniono odciski palców Rafała N.; ślady krwi ofiary znaleziono także na ubraniu drugiego z podejrzanych. Biegli po obserwacji psychiatrycznej Rafała N. uznali, że jest on poczytalny i może odpowiadać za zbrodnię. Obaj podejrzani byli już wcześniej notowani - młodszy z nich m.in. za rozboje; starszy - za przestępstwa narkotykowe. W reakcji na tragedię kilkaset osób wzięło udział w Łodzi w marszu "solidarności społecznej i poprawy bezpieczeństwa w mieście". Władze miasta zapowiedziały zwiększenie liczby patroli policji i straży miejskiej w centrum Łodzi.