Domagali się tego nowi obrońcy Jaruzelskiego, bo - jak twierdzili - nie zdążyli się dobrze przygotować do procesu. Mecenasi przejęli obronę generała dopiero pod koniec maja. Wtedy właśnie dotychczasowi adwokaci Jaruzelskiego zrezygnowali z reprezentowania go w sądzie. - Nie było możliwe należyte przygotowanie obrony od końca maja, gdy ją przyjęliśmy, do dziś. Musimy przeczytać 107 tomów akt, ale także opracowania historyczne na temat tamtych wydarzeń - mówiła mecenas Irena Łozińska prosząc o odroczenie rozpoczęcia procesu o trzy miesiące. Prokurator Bogdan Szegda nie sprzeciwił się wnioskowi obrony przyznając, że jest to podstawowe prawo obrońców, by przygotować się do procesu. Prosił jedynie o krótszy termin na zapoznanie się z aktami. Oskarżyciel posiłkowy i przedstawiciele społeczni domagali się tymczasem odczytania aktu oskarżenia. Ostatecznie sąd wyznaczył rozpoczęcie procesu na 5 września. Według oficjalnych danych, w masakrze robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku zginęły co najmniej 44 osoby. Decyzję o użyciu broni wydał nieżyjący już szef PZPR Władysław Gomułka. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 roku. Na ławie oskarżonych zasiedli: 78-letni dziś generał Wojciech Jaruzelski, ówczesny szef MON-u, jego zastępca generał Tadeusz Tuczapski, były wicepremier Stanisław Kociołek oraz dowódcy jednostek wojska tłumiących protesty. Prokuratura postawiła im zarzut "sprawstwa kierowniczego". Żaden z oskarżonych nie przyznaje się do zarzutów.