Do zdarzenia doszło w sierpniu 1985 roku w Warszawie. Wówczas w swoim domu ugodzony został nożem Edward R., który zmarł po przybyciu pogotowia. Milicję wezwała, nieżyjąca już, matka ofiary, która także była w domu w momencie tragedii. Według ówczesnych wyjaśnień matki, Edward R. przyszedł do domu późnym wieczorem z nieznanym kolegą, po pewnym czasie kolega wybiegł z mieszkania, a syn leżał w swoim pokoju ugodzony nożem w klatkę piersiową. Ówczesne śledztwo, mimo publikacji w prasie i w telewizji portretu pamięciowego sprawcy, nie przyniosło efektów. We wtorek Maciej K. - obecnie ma 43 lata - nie przyznał się przed sądem do zarzucanego czynu. Nie zaprzeczył, że był w domu Edwarda R. Przyznał również, że doszło do szamotaniny, jednak śmierć ofiary, według niego, była wynikiem jego obrony i "walki o własne życie i zdrowie". Według wyjaśnień oskarżonego, Edward R. poprosił go na ulicy o ogień. Gdy zaczęli ze sobą rozmawiać, ofiara zaprosiła go do domu pod pretekstem pożyczenia płyt z muzyką i poczęstunku alkoholowego. - Kiedy chciałem wyjść, usłyszałem: "nigdzie nie pójdziesz" i "rozbieraj się". Zrozumiałem, że to homoseksualista - mówił przed sądem Maciej K. Dodał, że Edward R. zastąpił mu drogę i zaczął grozić kuchennym nożem. Jak nadmienił oskarżony, doszło do chaotycznej szarpaniny, w której Edward R. został przypadkowo ugodzony. - Moim jedynym celem było wyszarpniecie noża, ponieważ dzięki temu mogłem wydostać się z mieszkania - podkreślił podczas rozprawy Maciej K. Dodał, że o śmierci Edwarda R. dowiedział się dopiero w 2006 roku, po zatrzymaniu. Jak powiedział obrońca oskarżonego, mec. Tadeusz Wolfowicz, Maciej K. "nie miał zamiaru zabójstwa" i dlatego obrona będzie starała się wykazać, że całe zdarzenie miało charakter obrony koniecznej. Proces będzie kontynuowany 7 grudnia. Wówczas sąd m.in. przesłucha biegłego lekarza, który na podstawie dokumentacji medycznej oceni prawdopodobieństwo wersji oskarżonego.