W poniedziałek Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił wszystkie wnioski dowodowe strony pozwanej o wezwanie świadków. Pozwany chciał m.in. przesłuchania szefa Amber Gold Marcina P. - Realizacja tych wniosków jest zbędna dla sprawy - powiedział sędzia Paweł Pyzio. Pozwani złożyli zastrzeżenie do tej decyzji. Sąd dopuścił tylko dokumenty. Gdy latem 2012 r. wybuchła afera Amber Gold - głównego udziałowca linii lotniczych OLT Express - media pisały też o współpracy z OLT syna premiera, zatrudnionego zarazem na gdańskim lotnisku jako specjalista ds. marketingu. "Fakt" pisał o "aferze młodego Tuska". Cytowano słowa szefa Amber Gold Marcina P.: M. Tusk "przyniósł nam konkretną informację o tym, ile Port Lotniczy w Gdańsku bierze od naszej konkurencji, konkretnie od Wizz Air, za obsłużenie jednego pasażera". M. Tusk zaprzeczał, by przekazał OLT taką informację. Przedmiotem pozwu jest tytuł "Faktu": "Michałowi Tuskowi grozi 10 lat więzienia?!". Był tam też tekst, że może on "pójść do więzienia nawet na 10 lat. Za co? Za sprawę OLT". "Fakt" tak skomentował informację o złożeniu przez stowarzyszenie "Stop korupcji" doniesienia o możliwości przestępstwa rzekomego działania przez M. Tuska na szkodę lotniska w Gdańsku (za taki czyn może grozić do 10 lat więzienia). W pozwie M. Tusk domaga się przeprosin w "Fakcie" i w kilku portalach internetowych za podanie "nieprawdziwej informacji". Według pełnomocnika powoda mec. Romana Giertycha - skoro nie ma żadnego dowodu przestępstwa, zarzutu ani aktu oskarżenia, to o nikim nie wolno pisać, że grozi mu 10 lat więzienia, nawet jeśli to osoba publiczna. Adwokaci wydawcy "Faktu" wnoszą o oddalenie pozwu, bo uważają, że "dziennikarzom wolno pytać"; że informacje gazety są prawdziwe i że działała ona w interesie publicznym, a o sprawie pisały wcześniej inne media (w tym PAP). Według nich nie doszło do naruszenia dóbr osobistych powoda, który może być uważany za osobę publiczną (sam pokazuje się w mediach) i musi być z tego powodu bardziej odporny na krytykę. Giertych powiedział, że na etapie ugody są sprawy M. Tuska z "Super Expressem" i "Wprost", które podobnie pisały o całej sprawie. Aby nie przegrać procesu o ochronę dóbr osobistych, pozwany musi dowieść, że mówił prawdę albo co najmniej wykazać, że jego działanie nie było bezprawne, gdyż kierował się interesem publicznym. Łódzka prokuratura bada, czy mogło dojść do wyrządzenia szkody w mieniu portu lotniczego w Gdańsku w związku z rozliczeniami między portem a OLT Express. Śledztwo wszczęto z zawiadomienia "Stop korupcji". Sprawa syna szefa rządu jest badana pod kątem, czy mogło dojść do ujawnienia tajemnicy handlowej. Lotnisko w Gdańsku nie czuje się jednak w tej sprawie pokrzywdzone i uważa, że nie doszło do naruszenia tajemnic handlowych. Szef rządu oceniał, że kłopoty, w jakie wpadł jego syn, są m.in. "skutkiem tego, że wybrał drogę samodzielną". Mówił, że gdy dowiedział się o planach współpracy syna z OLT, dał mu "ojcowską, szczerą radę" - że nie należy współpracować z nikim, kto nie ma dobrej reputacji. "Mój syn nie podzielił tego przekonania" - dodał. Donald Tusk zaprzeczał, by odradzając synowi tę współpracę, kierował się informacjami z tajnych źródeł, bo informacja o reputacji szefa Amber Gold była "powszechnie znana".