Sławomir C., pytany o relacje z synową, odpowiedział, że "nie wchodzili sobie w drogę". Tolerowaliśmy się, nie robiliśmy sobie na złość, życzliwie podchodziliśmy do siebie, ale nie było między nami przyjaźni - opisywał. Sławomir C. zeznał też, że stara się nie rozmawiać na temat nieżyjącej wnuczki. - Kiedy pada słowo Madzia, zmieniam temat albo wychodzę - powiedział. Kolejnym świadkiem była Małgorzata G., która z Katarzyną W. spędziła tydzień w celi katowickiego aresztu. Mama Magdy miała opowiadać współosadzonym, że dziecko wypadło jej z rąk. Z relacji świadka wynika, że W., zamiast rozpaczać po stracie dziecka, bardziej tęskniła za mężem. Współosadzona powiedziała też, że Katarzyna W. ze spokojem oglądała w celi telewizyjne doniesienia na temat śmierci córki. - O, już nie jestem pierwsza - miała powiedzieć, oglądając jeden z serwisów informacyjnych. Podczas rozprawy zeznawali też dwaj policjanci, którzy zostali wezwani w miejsce rzekomego porwania Magdy i jako pierwsi rozmawiali z Katarzyną W. Mówiła, że została uderzona w tył głowy, a gdy się ocknęła, dziecka nie było już w wózku; podawała rysopis sprawcy - zeznali. Na kolejnych dwóch rozprawach - 12 i 17 czerwca - sąd będzie przesłuchiwał biegłych lekarzy, którzy sporządzali opinie, dotyczące przyczyn śmierci Magdy. Zarówno obrona, jak i prokuratura, podkreślaja, że ma to kluczowe znaczenie dla sprawy. Po rozprawie dziennikarze pytali obrońcę oskarżonej Arkadiusza Ludwiczka, dlaczego zadawał świadkom tak szczegółowe pytania dotyczące m.in. rzekomego porwania Magdy, czyli w sprawie, która nie budzi większych wątpliwości. Mecenas odpowiedział, że jego pytania miały na celu dowieść, iż Katarzyna W. nie złożyła zawiadomienia o porwaniu dziecka. To jeden ze stawianych jej zarzutów. - Trudno powiedzieć, do czego zmierza linia obrony, idzie ona tak szeroką ławą, że naprawdę trudno wyczuć - skomentował prokurator Zbigniew Grześkowiak. Zdaniem prokuratury Katarzyna W. udusiła swe dziecko, a plan zabójstwa przygotowywała co najmniej od 19 stycznia, wcześniej próbowała zatruć córkę tlenkiem węgla. 24 stycznia miała rzucić dzieckiem o podłogę, a kiedy okazało się, że mimo to, niemowlę przeżyło, dusić je przez kilka minut. Sama oskarżona twierdzi, że Magda zmarła na skutek wypadku. Według niej dziecko wypadło jej z rąk na podłogę i zmarło po kilku nieudanych próbach nabrania powietrza.