Oprócz pozbawienia wolności na 1,5 roku w zawieszeniu na 4 lata prokuratura zawnioskowała w przypadku Arabskiego o 72 tys. zł grzywny, zakaz zajmowania stanowisk kierowniczych, nadzorczych i kontrolnych w instytucjach państwowych i samorządowych przez 4 lata oraz podanie wyroku do publicznej wiadomości poprzez wywieszenie go przez pół roku na tablicy ogłoszeń w kancelarii premiera. Prokuratura wnioskowała również o grzywny oraz podanie wyroku do wiadomości publicznej w przypadku czterech pozostałych oskarżonych. W przypadku Moniki B. prokuratura zawnioskowała o karę pozbawienia wolności na 1 rok i 3 miesiące w zawieszeniu na 3 lata, w przypadku Miłosława K., Grzegorza C. oraz Justyny G. - o karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Jak powiedział w pierwszym zdaniach swej mowy prok. Ścibisz, samolot Tu-154M w ogóle nie powinien lądować w Smoleńsku - tamtejsze lotnisko nie było przygotowane do przyjęcia samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim i formalnie było nieczynne. Jak podkreślił odpowiedzialność za taki stan rzeczy - za to, iż samolot miał tam lądować - spoczywa m.in. na oskarżonych w tej sprawie. "Polscy piloci nie mieli aktualnej dokumentacji lotniska, m.in. kart podejścia do lądowania. Nie powinni lądować na tym lotnisku, co najważniejsze, gdyż lotnisko Smoleńsk było lotniskiem nieczynnym i zgodnie z obowiązującym wówczas prawem (...) nie mogło być brane (pod uwagę - PAP) jako lotnisko lądowania samolotu z prezydentem na pokładzie" - wskazywał prokurator. Jak podkreślał Ścibisz, lotnisko w Smoleńsku "nie powinno być w ogóle nazwane lotniskiem w rozumieniu polskiego prawa". "A mimo to zostało wyznaczone jako miejsce do lądowania statku powietrznego z głową polskiego państwa" - dodał. "Wszystkie te katastrofy scala jeden mianownik" Prok. Ścibisz podkreślił, że odpowiedzialność za taki stan rzeczy spoczywa na oskarżonych - Tomaszu Arabskim, Monice B., Miłosławie K. "Zaś Grzegorz C. i Justyna G. odpowiedzialni są za zwiększenie niebezpieczeństwa wykonania tejże operacji" - dodał. Przywołując takie wydarzenia jak katastrofy z 2006 r. - budowlaną na terenie Międzynarodowych Targów Katowickich, czy górniczą w kopalni Halemba, prokurator podkreślił, że nieprzestrzeganie przepisów prawa często kończyło się tragicznie. "Wszystkie te katastrofy scala jeden mianownik: do ich zaistnienia przyczyniło się, a niekiedy było głównym powodem (ich zaistnienia - PAP) nieprzestrzeganie przepisów regulujących zasady bezpieczeństwa" - wskazał. "Bazując na zebranych dowodach za pewne i niepodważalne musimy przyjąć - co mojej w ocenie na tej sali nie powinno być kontestowane - że w związku z przygotowaniem wizyty pana prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego w Katyniu związanej z obchodami 70-tej rocznicy mordu katyńskiego na polskich oficerach popełniono szereg błędów, bardziej lub mniej istotnych z punktu widzenia odpowiedzialności karnej oskarżonych" - wskazał prokurator. Proces rozpoczął się w marcu 2016 r. Oskarżeni to poza byłym szefem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z lat 2007-2013 T. Arabskim, dwoje urzędników kancelarii premiera - Monika B. i Miłosław K. oraz dwoje pracowników ambasady RP w Moskwie - Justyna G. i Grzegorz C. Grozi im do 3 lat więzienia. "Wypaczył postanowienia instrukcji HEAD" "Chcę podkreślić to, że przede wszystkim oskarżony Tomasz Arabski wypaczył postanowienia instrukcji HEAD" - mówił prok. Ścibisz, dodając, że w swojej pracy Arabski w ogóle nie stosował instrukcji, której postanowienia "zapewniały wysoki poziom bezpieczeństwa lotów". Podkreślał przy tym, że także na Arabskim "ciążył obowiązek prawidłowego wskazania miejsca wylądowania". "To przede wszystkim on ponosi odpowiedzialność a to, że samolot Tu-154 lądował na nieczynnym lotnisku w Smoleńsku. Odpowiedzialność za popełnione błędy rozciąga się również na urzędników kancelarii premiera (...)., oni również, choć w mniejszym stopniu niż Tomasz Arabski ponoszą winę za to, że prezydencki samolot lądował na nieczynnym lotnisku w Smoleńsku" - mówił. Jak podkreślił prokurator, fakt niestosowania instrukcji HEAD jest dla niego "zatrważający". "Chcę wyznać, że bardzo dotknęła mnie tragedia, która wydarzyła się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. (...) Liczę na to, że każdy funkcjonariusz publiczny, każda osoba zatrudniona w administracji rządowej lub samorządowej - doświadczona wiedzą o katastrofie smoleńskiej i popełnionych błędach, mając w świadomości, że od jej decyzji zależy życie innych osób - będzie powierzone jej zadania wykonywała z należytą starannością, tak, aby bezpieczeństwo innych osób było dla niej najwyższym nakazem. Tylko wówczas będziemy mogli powiedzieć, że z tej ogromnej tragedii wyciągnęliśmy pozytywne wnioski" - podkreślił prok. Ścibisz. Do trzech lat więzienia Przed SO przesłuchani w tej sprawie byli liczni świadkowie m.in.: b. premier Donald Tusk, b. szef MSZ Radosław Sikorski, wielu ówczesnych urzędników Kancelarii Prezydenta, KPRM oraz ambasady w Moskwie, a także przedstawiciele ówczesnego kierownictwa BOR i oficerowie 36. specpułku. Podstawą złożonego w 2014 r. prywatnego aktu oskarżenia jest art. 231 Kodeksu karnego, który przewiduje do trzech lat więzienia za niedopełnienie obowiązków funkcjonariusza publicznego. Akt oskarżenia wniesiono po tym, gdy Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga umorzyła prawomocnie śledztwo ws. organizacji lotów premiera i prezydenta do Smoleńska z 7 i 10 kwietnia 2010 r. Oskarżycielami są bliscy kilkunastu ofiar katastrofy - m.in. Anny Walentynowicz, Janusza Kochanowskiego, Andrzeja Przewoźnika, Władysława Stasiaka, Sławomira Skrzypka i Zbigniewa Wassermanna. Na początku procesu do sprawy - jako "rzecznik praworządności" - przyłączyła się prokuratura. We wrześniu ub.r. w związku ze zmianą stanu prawnego dot. instytucji "rzecznika praworządności" przedstawiciel prokuratury złożył oświadczenie, że udział prokuratorów w tej sprawie oparty jest o przepis Kodeksu postępowania karnego stanowiący, iż "do sprawy wszczętej na podstawie aktu oskarżenia wniesionego przez oskarżyciela posiłkowego może w każdym czasie wstąpić prokurator, stając się oskarżycielem publicznym".