W piątek trzyosobowy skład SN uwzględnił kasację Agory w procesie wytoczonym przez nią prezesowi PiS i zwrócił sprawę Sądowi Apelacyjnemu w Warszawie. We wrześniu 2007 r. Kaczyński - wówczas premier - powiedział "Rzeczpospolitej": "Państwo chyba nie czytają Gazety Wyborczej. To, co się tam wyprawia, to Trybuna Ludu z 1953 r. Atak na nas przekracza wszelką miarę. Barańskiego (Marek Barański, dziennikarz TVP w PRL, później w "NIE" i "Trybunie" - PAP) potrafią zostawić w tyle. Agora nie może nie mieć związków z oligarchią, jeżeli jest wydawnictwem na dużą skalę, a w Polsce gospodarka w niemałej części jest w rękach postkomunistycznych oligarchów. I w związku z tym zamówienia na ogłoszenia, reklamy, promocje są w ich rękach". Za te słowa Agora zażądała w pozwie o ochronę dóbr osobistych od Kaczyńskiego przeprosin i wpłaty 50 tys. zł na cel społeczny. W październiku 2008 r. Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił powództwo. Uznano, że kwestionowane słowa to opinie niepodlegające sprawdzeniu co do prawdziwości i mieszczące się w granicach wolności wypowiedzi, wobec czego działania pozwanego nie były bezprawne. W sierpniu 2009 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie oddalił apelację Agory. Oceniono, że inkryminowane wypowiedzi mieściły się w ramach wolności słowa, choć przyznano, że były przejaskrawione. Według SA porównanie "GW" do "Trybuny Ludu" było celowo przesadzone, ale "wpisuje się to w długą polemikę stron". "Te wypowiedzi pozwanego to zdania ocenne opisujące polską rzeczywistość społeczno-gospodarczą" - powiedział sędzia Jacek Sadomski Jak dodał, Kaczyński wyraził pogląd, którego głoszenie nie może być uznane za bezprawne. "W przeciwnym razie doszłoby do ograniczenia debaty publicznej" - dodał. Sędzia przytoczył fragmenty orzeczeń Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w podobnych sprawach. Wyrok SA był prawomocny. Agora złożyła kasację do SN, w której wnosiła albo o uwzględnienie pozwu, albo o ponowny proces. Radca prawny Agory Piotr Rogowski powiedział w SN, że sam pozwany mówi, iż obrażanie przeciwników politycznych jest szkodliwe dla naszego życia politycznego, a zarazem sam tak właśnie czyni. Wypowiedź Kaczyńskiego adwokat uznał za "rażące naruszenie wolności słowa". Dodał, że nie można usprawiedliwiać takich wypowiedzi argumentem, że "ktoś jest z kimś w sporze". Reprezentujący Kaczyńskiego mec. Antoni Łepkowski wnosił o oddalenie kasacji. Powoływał się na prawo pozwanego do zaprezentowanych ocen, a "kneblowanie opinii publicznej nie jest sprawiedliwe". Zdaniem adwokata, wobec Kaczyńskiego "GW" stosowała "znacznie poważniejsze oceny", np. zarzucała mu "dyktatorskie zapędy". Ocenił, że w tej sprawie dochodzi do "zaciekłego zwalczania prawdy". SN nie podzielił opinii SA, że słowa o oligarchii to wypowiedź ocenna i uznał ją za wypowiedź o faktach. Sędzia SN Bogumiła Ustjanicz powiedziała w uzasadnieniu wyroku, że co do tej wypowiedzi nie było postępowania dowodowego i nie wykazano, czy jakieś fakty mogą ją potwierdzać. Odnosząc się do porównania "GW" i "Trybuny Ludu", sędzia podkreśliła zaś, że nie wystarczy uznać tego za "przejaskrawienie", bo należało określić "charakter i przyczyny tej wypowiedzi". Wytyczne SN są wiążące dla SA, który teraz może albo samodzielnie rozstrzygnąć sprawę, albo zwrócić ją sądowi okręgowemu. "Dziś naprawdę zwyciężyło prawo i sprawiedliwość" - powiedział Rogowski. Łepkowski wyraził zaś zdziwienie, że przypuszczenia mogą być uznane za wypowiedź o faktach.