TOK FM (podobnie jak "Gazeta Wyborcza" należy do Agory) akredytowało się na wczorajszą debatę. Radiu zależało na nagraniu dźwięku, by móc później na zasadzie cytatu odtwarzać fragmenty pojedynku i komentować go w studiu. Z prośbą o zgodę na nagranie dźwięku zadzwonił do rzecznik TVP Anety Wrony zastępca naczelnej TOK-u Piotr Zorć. Wrona pouczyła go jednak, że sama akredytacja nie wystarczy, by można było nagrać dźwięk i dodała: - Po tym, co się działo w piątek na antenie TOK FM a propos publicznej, jak była obsrywana, kompromitowana, atakowana ze wszystkich możliwych stron, takie pozwolenie wypływać może tylko z naszej dobrej woli. Proszę wysłać pismo do prezesa Urbańskiego! Taka wypowiedź zdaniem Ewy Wanat jednoznacznie dowodzi, że TVP chciała ukarać TOK FM za krytyczne stanowisko wobec telewizji publicznej. - Skoro jesteśmy akredytowani, to powinniśmy mieć prawa jak inni dziennikarze. Ci z prasy robią notatki, my pracujemy w dźwięku, więc powinniśmy mieć prawo do jego nagrania - powiedziała szefowa radia. Wronie chodziło o dyskusję, jaka toczyła się w piątek na antenie TOK-u, w której ostro krytykowano wspólną decyzję TVP, TV Biznes, TVN 24 i Polskiego Radia, by tylko te trzy stacje mogły transmitować debatę Kaczyński - Tusk. Wanat zgodnie z sugestią Wrony wysłała wczoraj pismo do prezesa Andrzeja Urbańskiego. Na trzy godziny przed debatą prezes TVP wykazał się dobrą wolą i zgodę wydał.