Jak podaje stacja, dziennikarzom udało się dotrzeć do osoby, która w przeszłości szkoliła kierowców mających przewozić rządzących, a także wielu oficerów, którzy do niedawna służyli w tej formacji. Z ich relacji wynika, że sytuacja w SOP nie wygląda najlepiej. "Oni z dobrze działającej firmy zrobili "13. posterunek" - TVN24 cytuje słowa byłego oficera, który nie ujawnia swojej tożsamości. Zdaniem byłych funkcjonariuszy, ich koledzy po fachu są brani do zawodu "z łapanki", a następnie rzucani na głęboką wodę. "Brakuje doświadczonych kierowców" - mówią jednogłośnie. Wskazują także na problemy kadrowe. Ma to związek z falą odejść z służby, jaka przetoczyła się w momencie zmiany BOR na SOP. Zdaniem obecnego kierownictwa, funkcjonariusze sami się zwolnili, byli pracownicy twierdzą jednak, że doszło do zwolnień. "Jak wypłynie, w jaki sposób ci ludzie zostali zwolnieni, to będzie chryja" - mówią stacji. "Wystarczyło tak naprawdę tych ludzi zatrzymać i to wcale nie było trudne, gdyż oni nie chcieli tej pracy zmienić. Oni zostali do tego zmuszeni" - stwierdził pułkownik Mirosław Depko, były szef transportu BOR. Powodem odejść miały być warunki finansowe, jakie im zaproponowano. "Poszli i powiedzieli, że to jest nie w porządku. A szef im odpowiedział: 'nie podoba wam się, to za chwilę będą następni ze straży, z policji, już czekają na wasze miejsca'. Honorowo zrezygnowali. Też bym zrezygnował" - dodaje. Pułkownik Mirosław Depko wskazuje również, że jednym z głównych problemów SOP jest także dowodzenie, które jego zdaniem zawodzi. W ciągu ostatnich trzech lat najważniejsze osoby w państwie miały wypadki podczas podróży rządowymi lub prezydenckimi limuzynami. Uszkodzenie opony w prezydenckiej limuzynie i awaryjne hamowanie, uderzenie prezydenckiej limuzyny w drogowy separator, potrącenie dziecka z udziałem prezydenckiej kolumny, a także wypadki i kolizje w trakcie przewożenia ówczesnej premier, a dziś wicepremier Beaty Szydło - to najpoważniejsze z wielu incydentów z udziałem SOP.