Napastnik - 34-letni Remigiusz D. - został w piątek popołudniu doprowadzony do prokuratury. Pomoc zaproponował mu mecenas Mariusz Trela z Torunia. Dowiedział się jednak, że mężczyzna jej nie potrzebuje, bo został już wypuszczony na wolność. Prokuratura zdecydowała jedynie, że otrzyma policyjny dozór i poręczenie majątkowe. W mediach pojawiały się informacje, że mężczyzna był wcześniej karany. Te doniesienia dementuje jednak prokuratura. Rzecznik prokuratury, Artur Krause, pytany przez "Rzeczpospolitą" o to, dlaczego mimo mocnych zarzutów Remigiusz D. został wypuszczony na wolność, nie odpowiada. Twierdzi, że więcej informacji śledczy podadzą w poniedziałek. Z komunikatu toruńskiej prokuratury wynika, że mężczyzna nie przyznał się do zarzucanego mu czynu polegającego na usiłowaniu napaści na prezydenta. Wyraził jednak "ubolewanie" z powodu zajścia, do którego doszło między nim a interweniującymi funkcjonariuszami. Mężczyzna tłumaczył, że chciał jedynie "wręczyć Bronisławowi Komorowskiemu ulotki z napisem 'stop aborcji'". Fundacja Pro Life potwierdza, że Remigiusz D. pobrał ulotki, podkreśla jednak, że mężczyzna pierwszy raz pojawił się w siedzibie organizacji pół roku temu, drugi raz przyszedł dopiero w piątek. Tuż przed końcem kampanii burzę wywołały także wypowiedzi polityków PO sugerujące, że za atakiem na prezydenta Bronisława Komorowskiego w Toruniu stoją ludzie związani ze sztabem Andrzeja Dudy. Współpracownicy kandydata PiS chcieli złożyć pozew w trybie wyborczym, ale bezskutecznie. W sądzie, który powinien dyżurować całą dobę usłyszeli, że biuro podawcze jest nieczynne i pozew może zostać złożony w poniedziałek - czytamy w "Fakcie".