Premier Donald Tusk udaje się w sobotę wieczorem na nieformalny szczyt państw Unii Europejskiej w Brukseli, poświęcony kryzysowi gospodarczemu. - Życzę premierowi, bo życzę Polsce, jak największego sukcesu - powiedział prezydent dziennikarzom na lotnisku. Prezydent wrócił w sobotę wieczorem z Ukrainy. Według niego to, co premier Donald Tusk mówi o większej solidarności krajów członkowskich UE w walce z kryzysem, jest słuszne. Podkreślił jednak, że niedzielne spotkanie szefów państw i rządów w Brukseli to "nie jest szczyt, tylko nieformalny lunch". - Ponieważ sprawy dotyczą finansów, premier ma pierwszeństwo - dodał L.Kaczyński. Prezydent wyraził nadzieję, że Tusk w Brukseli "osiągnie tyle, ile się da osiągnąć". - Wszystkiego osiągnąć się nie da, bo bliższa koszula ciału. Każdy kraj ma swoją opinię publiczną, swój rząd, swoje zbliżające się niedługo lub troszkę później wybory. Taka jest europejska rzeczywistość roku 2009 i inna być nie może - mówił prezydent. Według prezydenta, w obliczu kryzysu protekcjonizm jest "rzeczą naturalną", ale korzystne byłoby dla nas jego pewne ograniczenie. Zastrzegł, że Unia i poszczególne państwa "powinny aktywnie walczyć z kryzysem", ale razem, a nie oddzielnie. Powinny też - jego zdaniem - "zapomnieć o neoliberalnych złudzeniach". Pytany, jak wyobraża sobie swoje ewentualne mediacje między PO i PiS w sprawie euro, prezydent odparł: "Jakby tutaj powiedzieć, nie jest tak, żebym najgorzej znał szefa największej partii opozycyjnej... Pana premiera oczywiście nie znam w tym stopniu, ale też prawie 30 lat".