Kamiński powiedział, że do Kancelarii Prezydenta wpłynęło pismo w tej sprawie podpisane przez Tomasza Arabskiego. Szef kancelarii premiera Tomasz Arabski tłumaczy: to prywatna podróż Lecha Kaczyńskiego. Prezydencki minister oświadczył jednocześnie: "Mogę zapewnić, że zrobimy wszystko, że żaden pan, ani pan Donald Tusk, ani tym bardziej pan Tomasz Arabski, nie zablokują głowie państwa polskiego możliwości uczestniczenia w szczycie szefów państw i rządów Unii Europejskiej". Według źródeł rządowych, samolot specjalny, którym we wtorek na szczyt UE przyleciał premier Donald Tusk, nie wraca do Warszawy, lecz zostaje w Brukseli. Źródło uzasadnia tę decyzję koniecznością pozostawienia samolotu do dyspozycji premiera i oficjalnej delegacji, w której - jak podkreśla źródło - nie ma prezydenta. Szczyt UE zaplanowano na 15-16 października. Według wcześniejszych informacji prezydent udaje się do Brukseli w środę wczesnym popołudniem. Rząd - według źródła - po raz kolejny poinformował francuską prezydencję o składzie delegacji, w której jest premier i ministrowie spraw zagranicznych oraz finansów, a prezydencja francuska przyjęła to do wiadomości. Szef Kancelarii Prezydenta Piotr Kownacki mówił po poniedziałkowym spotkaniu prezydenta i premiera, że samolot rządowy mógłby oddzielnie zawieźć Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska na szczyt UE. Kownacki podkreślił, że premier leci do Brukseli we wtorek, a prezydent mógłby polecieć w środę. "Nie ma żadnego problemu, premier wybiera się do Brukseli jutro, w środę samolot będzie więc do dyspozycji" - mówił wówczas Kownacki. Tymczasem "Rzeczpospolita" podała we wtorek po godz. 20 na swojej stronie internetowej, że Kancelaria Prezydenta wyczarterowała samolot, którym Lech Kaczyński uda się na szczyt do Brukseli. "Będzie to embrayer albo boeing" - powiedział "Rz" Piotr Kownacki. Tomasz Arabski powiedział PAP, że rząd nie udzielił prezydentowi samolotu do Brukseli, ponieważ jest to prywatna podróż głowy państwa. "W żaden sposób nie ingerujemy w podróże zagraniczne pana prezydenta, zarówno służbowe, jak i prywatne" - podkreślił Arabski. Jak dodał, w tym przypadku "podróż pana prezydenta do Brukseli miałaby charakter prywatny, a kancelaria - zaznaczył - nie użycza samolotu na podróże prywatne". Podkreślił, że za każdym razem, kiedy Kancelaria Prezydenta, chce skorzystać z samolotu, zostaje on użyczony. Jak dodał "w tym wypadku - sporu kompetencyjnego - jeżeli Rada Europejska dotyczy rzeczy, w których pan prezydent ma odmienne zdanie na wiele tematów, jego obecność (na Radzie Europejskiej) nie pomogłaby naszej delegacji i jego podróż miałaby charakter prywatny". Arabski tłumaczył także tę decyzję oficjalnym składem polskiej delegacji na szczyt UE w Brukseli. "Podjęliśmy decyzję ze względu na fakt, iż oficjalna delegacja na posiedzenie Rady Europejskiej, miejsce gdzie prowadzi się politykę międzynarodową, wyruszyła w składzie: pan premier Donald Tusk, minister Radosław Sikorski oraz minister Jacek Rostowski" - mówił Arabski. "Ja nie mówię, czy pan prezydent ma jechać do Brukseli, czy nie ma jechać, tylko powtarzam, że z naszej perspektywy jego wyjazd miałby charakter prywatny" - argumentował Arabski. Na stwierdzenie, że nie jest to prywatny wyjazd, ponieważ Lech Kaczyński otrzymał zaproszenie na szczyt od Nicolasa Sarkozy'ego, Arabski odparł: "Prezydencja Rady Europejskiej wysyła zaproszenia do prezydenta oraz prezesa Rady Ministrów, gdyż nie angażuje się w spór kompetencyjny i nie decyduje, jaki jest skład naszej delegacji. Pozostawia to każdemu z państw członkowskich, dlatego wysyła zaproszenia zarówno do prezydenta, jak i do premiera. Jest to tradycja". "Nie ma żadnej awantury, nikogo nie prowokowałem (...). Od co najmniej tygodnia wiadomo, kto jest w składzie delegacji na szczyt do Brukseli" - powiedział z kolei Arabski w TVN24. Jak informuje źródło rządowe, atmosfera podczas poniedziałkowego spotkania Tuska z prezydentem była zła, a duża jego część polegała na "pogardliwych uwagach" Lecha Kaczyńskiego pod adresem Lecha Wałęsy i jego kandydatury do unijnej Rady Mędrców. Według internetowego wydania "Rz", Lech Kaczyński miał powiedzieć o swoim poprzedniku: "prosty absolwent zawodówki". Jak podaje "Rz", już w pierwszych minutach rozmowy prezydent Kaczyński miał rozsierdzić Tuska pytaniem: "Dlaczego premier się upiera, żeby prosty absolwent zawodówki reprezentował Polskę?". Informację o tym, że sprawa Wałęsy była jednym z tematów, potwierdzają "Rz" też źródła w Kancelarii Prezydenta. Jak twierdzą, premier powiedział prezydentowi, że zabiega o udział Wałęsy w ciele doradczym UE, a Lech Kaczyński wyraził najdalej idący sceptycyzm. Arabski pytany w TVN24 o to, czy prezydent - jak podaje "Rz" - powiedział o Wałęsie "prosty absolwent zawodówki", powiedział: "Nie byłem podczas tej rozmowy, ale nie mogę zaprzeczyć". Dopytywany, czy potwierdza, że takie słowa padły, Arabski powiedział: "Ani nie zaprzeczam, ani nie potwierdzam, chociaż bezsprzecznie jest prawdą, że bodajże połowę rozmowy prezydent poświęcił na ocenę osoby Lecha Wałęsy".