Rząd we wtorek skierował do prezydenta wniosek o przedłużenie obecności wojsk polskich w Iraku do końca 2007 r., z możliwością wcześniejszego wycofania, o ile pozwolą na to warunki bezpieczeństwa w tym kraju. Kontyngent ma liczyć 1200 żołnierzy i pracowników wojska. Z tego 900 żołnierzy służyć ma w Iraku, zaś 300 pozostanie w rezerwie na terytorium kraju. Podczas wtorkowego posiedzenia rządu wniosek, który przedłożył minister obrony narodowej Radosław Sikorski, podzielił koalicję. Zdanie odrębne złożyli dwaj ministrowie : i Rafał Wiechecki. Na wtorkowym posiedzeniu rządu nieobecny był wicepremier i szef , który przebywa w Brukseli. Jednak, jak poinformował wówczas p.o. szef klubu Samoobrony Krzysztof Sikora, głos lidera partii "też byłby przeciwny". - Jesteśmy za tym, aby nasze wojska jak najszybciej z Iraku wyszły. Nasze wejście było bezsensowne - ocenił Sikora. Dla LPR propozycja rządu jest trudna do zaakceptowania. - Od początku LPR była przeciwko pobytowi polskich wojsk w Iraku - mówił we wtorek wiceminister edukacji i szef klubu LPR Mirosław Orzechowski. Jak ocenił, sprawa ta "ma charakter rysy na stosunkach wewnątrzkoalicyjnych". Dodał, że potrzebna jest w tej sprawie rozmowa między partiami koalicyjnymi. Opozycja także jest przeciwna wnioskowi rządu. Jako "bardzo ryzykowną decyzję" - ocenił wniosek rządu wiceszef PSL Jan Bury. Podobnego zdania był Paweł Śpiewak (PO). Według niego, nie można inaczej oceniać decyzji, która została podjęta "bez uprzednich konsultacji z opinią publiczną i opozycją", a która "może kosztować Polskę wiele ludzkich istnień". Zdaniem b. wiceszefa MON Janusza Zemkego (SLD), przedłużenie obecności wojsk polskich w Iraku i jednoczesne rozpoczęcie misji w Afganistanie, doprowadzi Polskę na "krawędź wydolności wojskowej." Sekretarz generalny PiS Joachim Brudziński uważa natomiast, że wniosek rządu o wydłużeniu misji wojsk polskich w Iraku do końca 2007 roku jest merytoryczny i dobrze przemyślany.