Prezydent nie zgodził się z przytaczanymi przez dziennikarzy szacunkami Ministerstwa Skarbu Państwa dotyczącymi kosztów, jakie państwo będzie musiało ponieść w wyniku pozwów sądowych. - Moim zdaniem, szacunki ministerstwa są całkowicie wyssane z palca - mówił prezydent. Dodał, że argumenty te były podnoszone "dla wsparcia" ustawy reprywatyzacyjnej. Teraz wetem prezydenta zajmie się Sejm. Dla odrzucenia weta, a więc ponownego uchwalenia ustawy, potrzebna jest większość 3/5 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Ustawa reprywatyzacyjna przewidywała, że o zwrot majątku będą mogły ubiegać się osoby, którym komunistyczne władze odebrały majątek w latach 1944-62 lub ich spadkobiercy. Ustawa obejmowała także przesiedleńców z terenów wschodnich II Rzeczpospolitej, które po II wojnie Polska utraciła na rzecz ZSRR. Ustawa reprywatyzacyjna zakładała zwrot połowy utraconego mienia w naturze, tam, gdzie to możliwe, a w przeciwnym przypadku w bonach. 7 marca Sejm rozpatrując poprawki Senatu nie rozszerzył kręgu uprawnionych do reprywatyzacji o osoby, które nie miały obywatelstwa polskiego 31 grudnia 1999 roku. Poprawkę tę popierał rząd. Posłowie odrzucili także inną poprawkę Senatu, w myśl której uprawnionymi do świadczenia reprywatyzacyjnego byliby spadkobiercy ustawowi, z wykluczeniem spadkobierców testamentowych. Sejm ograniczył krąg spadkobierców do najbliższych krewnych byłych właścicieli. Projekt ustawy budził wiele kontrowersji. Prezydencki sprzeciw wobec jego przepisów zapowiedział dwa dni temu doradca ekonomiczny Aleksandra Kwaśniewskiego. Zdaniem Marka Belki głowa państwa nie mógł podpisać bubla, jakim jest ta ustawa. Wszystko wskazuje na to, że Sejm nie będzie w stanie odrzucić prezydenckiego weta, dlatego też prawdopodobnie po raz kolejny projekt reprywatyzacji pozostanie tylko na papierze. Z reprywatyzacją czy bez niej Polska pozwów pewnie nie uniknie, gdyż coraz więcej poszkodowanych przez PRL skarży się na opieszałość polskich władz i sprawiedliwości szuka w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu i w Komisji Praw Człowieka w Genewie. Choć żadna ze spraw jeszcze się nie zakończyła, wkrótce możemy spodziewać się pierwszych rozstrzygnięć i będą one zapewne niekorzystne dla Polski. Szacuje się, że gdyby do europejskich sądów zwrócili się wszyscy poszkodowani, suma wzrośnie do 170-180 mld zł. Jest to kwota, rzecz jasna, wielokrotnie przekraczająca możliwości budżetu państwa.