- Jeżeli pan premier się będzie dobrze czuł, to zapraszam - zadeklarował prezydent na konferencji prasowej we Wrocławiu. Donald Tusk - choć o zaproszeniu dowiedział się od dziennikarzy podczas innej konferencji - zapowiedział gotowość do pojawienia się w Pałacu. - Jeśli (prezydent) zdąży mnie do jutra zaprosić na szczyt, to jeśli to tylko będzie możliwe, oczywiście chętnie z tego zaproszenia skorzystam - powiedział. Dodał, że temat spotkania będzie na tyle ważny, że warto przymknąć oko na etykietę. We wtorek wieczorem szef Kancelarii Prezydenta Piotr Kownacki poinformował w TVP Info, że zaproszenie zostało wysłane do szefa rządu. W spotkaniu u prezydenta udział wezmą też inni przedstawiciele rządu: wicepremier, minister gospodarki - Waldemar Pawlak, minister pracy i polityki społecznej - Jolanta Fedak oraz minister w kancelarii premiera - Michał Boni. Wicepremier Pawlak z przyczyn osobistych nie będzie uczestniczył w szczycie. Prezydent chciałby także, aby premier wspólnie z nim poleciał w niedzielę na unijny szczyt do Brukseli. Kolejnego wspólnego lotu jednak nie będzie. Rządowy tupolew zostanie oddany do dyspozycji Lecha Kaczyńskiego, a Donald Tusk poleci wcześniej, czeka go bowiem spotkanie Grupy Wyszehradzkiej. Do spotkania najważniejszych osób w państwie dojdzie więc dopiero w Brukseli, gdzie na sali obrad przygotowano tylko... jedno krzesło. Ale kolejnej awantury ma nie być, bo rząd poprosił już Czechów o dostawienie dodatkowego. Na razie jednak brak ostatecznej odpowiedzi w tej sprawie. Można się natomiast spodziewać, że nawet jeśli panowie obok siebie usiądą, to atmosfera nie będzie najlepsza. Donald Tusk dość ostro zareagował na wypowiedzi prezydenta w sprawie wejścia Polski do ERM 2. I jutro - podczas spotkania z Lechem Kaczyńskim - zamierza go poinformować, że to rząd ponosi odpowiedzialność za sytuację gospodarczą. Według prezydenta, wejście do ERM2 ograniczy możliwość aktywnego zwalczania kryzysu gospodarczego. - To dolewanie wody do ogniska, które i tak wskutek deszczu, jakim jest kryzys, przygasło - powiedział. Jego zdaniem, to jest niebezpieczne. - Po drugie, to może bardzo dużo kosztować, bo to jest zobowiązanie do tego, że ruch waluty nie będzie ani o 15 proc. w jedną i drugą stronę. Jeżeli byłaby taka tendencja, to trzeba interweniować na wielką skalę. To może bardzo drogo kosztować - mówił prezydent.