W uroczystości na Dworcu Gdańskim, z którego po Marcu'68 wyjeżdżali przymusowo Polacy pochodzenia żydowskiego, wzięli udział, oprócz Lecha Kaczyńskiego, także prezydencka minister Ewa Junczyk-Ziomecka, ambasador Izreala w Polsce David Peleg, prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz oraz żydowscy emigranci. Sobotnie spotkanie odbyło się przed tablicą znajdującą się na jednej ze ścian Dworca Gdańskiego, upamiętniającą wydarzenia sprzed 40 lat, z cytatem z Henryka Grynberga: - Tu więcej zostawili po sobie niż mieli. Dworzec Gdański w Warszawie jest symbolem wszystkich dworców, z których po Marcu'68 Żydzi wyruszyli z dokumentem podróży w jedną stronę - mówiła aktorka żydowskiego pochodzenia, szefowa Fundacji Shalom Gołda Tencer. - Zaś pamiątkowa tablica - podkreśliła - jest tablicą bólu, nie ugaszonego bólu rozstań. Sobotnie spotkanie zadedykowała "rodzicom, którzy (...) musieli wyjechać i od nowa budować swe życie". Jak dodała w marcu 1968 roku skończył się jej świat. - Marzec przekreślił plany, marzenia (...); w naszych mieszkaniach mieszkają inni ludzie, do dziś bolą odebrane dowody osobiste - powiedziała. Lech Kaczyński podkreślał, że rok 1968 był rokiem "studenckiego buntu w imię wolności prasy i przemian demokratycznych", ale także był to rok "kampanii antysemickiej na skale trudną do wyobrażenia". - W wyniku tej kampanii tysiące ludzie żydowskiego pochodzenia lub żydowskiej narodowości (...) opuściło nasz kraj w warunkach może nie tyle pełnego przymusu, ale bardzo silnego nacisku, szczególnie w niektórych ośrodkach poza Warszawą - powiedział. - Był to czas bardzo zły, haniebny (...) dla naszego kraju, czas, który Polsce niezwykle wręcz zaszkodził. To była operacja zorganizowana przez ówczesną monopartię - Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą, przez dużą część komunistów polskich, ale koszty poniósł cały naród. Cały naród stracił, można powiedzieć, opinię na wiele lat. Te straty nie zostały do dziś wyrównane. Jeszcze większa stratą było to, że tysiące często bardzo zdolnych, ambitnych, przedsiębiorczych ludzi musiało nasz kraj opuścić - zaznaczył. Zdaniem prezydenta, trzeba pamiętać o przymusowych wyjazdach z Dworca Gdańskiego "właśnie dlatego, aby takich miejsc w historii Polski już nigdy nie było". - Jestem głęboko przekonany, że takich miejsc już nie będzie, ale trzeba tego pilnować. Ja w ramach swoich kompetencji pilnować tego będę - zadeklarował. - Wszystkim tym, którym obywatelstwo wtedy odebrano, jeśli tego będą chcieli będzie ono przywrócone. Gotów jestem bez żadnych formalności, nawet bez wniosku, tylko za wyrażeniem zgody (...) każdemu z tamtych czasów obywatelstwo w bardzo krótkim czasie nadać - zadeklarował Lech Kaczyński. Dodał, że traktuje to jako jego wkład "w odwracanie skutków tych smutnych i haniebnych wydarzeń". Z kolei prezydent Warszawy mówiła, że wszystkie osoby, które przed 40 laty zostały uznane za obcych, do dziś przeżywają "traumę wykluczenia". Podkreśliła, że ci, którzy przed 40 laty zmusili do emigracji 15 tys. ludzi "nie wygrali". - Z kolei ci, którzy podjęli wtedy aktywną działalność polityczną zainspirowali powstanie ruchu społecznego, który doprowadził do upadku PRL - dodała. - W dużej mierze to pokolenie Marca'68 organizowało opozycję demokratyczną, a potem ruch "Solidarności" - mówiła. Dodała, że po wydarzeniach Marca'68 wiele osób "przejrzało", czym jest komunizm, co oznacza władza totalitarna, a także jak łatwo jest używać "instrumentu antysemityzmu" w walce politycznej. - Wyjeżdżaliśmy stąd dlatego, że nie mogliśmy być tutaj Polakami i dlatego, że nie mogliśmy tu żyć jako Żydzi. (...) Ówczesna Polska nas tutaj nie chciała - mówił zaś Michał Sobelman, który z Polski wyjechał w 1969 roku. - Pamiętamy nasze rozstania i pożegnania na Dworcu Gdańskim i na innych dworcach na terenie całej Polski, pamiętamy naszych przyjaciół i pamiętamy również to, że razem z naszymi nielicznymi bagażami wywieźliśmy stąd kawałek Polski, która była przez te 40 lat razem z nami - wspominał Sobelman. - Jesteśmy wdzięczni za ten szlachetny i piękny gest zwrócenia obywatelstwa, zdołał pan zrobić to co wielu pańskich poprzedników nie zdołało zrobić, jesteśmy za to głęboko wdzięczni - zwrócił się Sobelman do prezydenta. Zaznaczył jednak, że pamięta tych, którzy tej chwili nie doczekali, "szczególnie - mówił - naszych rodziców, którzy zmarli w poczuciu zgorzknienia, potwornej goryczy i tęsknoty za krajem, którego nigdy nie mogli więcej zobaczyć". - Po 40 latach jesteśmy w innym kraju, w innej Polsce i wierzymy - (...) że te chwile nigdy już nie wrócą - podkreślił Sobelman. Również Tencer podziękowała prezydentowi za wypowiedziane w sobotę słowa. - Chciałabym, aby mój kraj, w którym zostałam, był dla nas wszystkich matką, którą pragnie się kochać - powiedziała.