- No cóż trzeba żyć z tymi dziwnymi zdarzeniami i faktami. My mamy tutaj swoją robotę - dodał Tusk. Premier pytany, czy któryś z ministrów towarzyszących mu w Brukseli ustąpi prezydentowi miejsca na sali obrad podczas posiedzenia Rady Europejskiej, odparł: "skład delegacji jest znany". Tuskowi w Brukseli towarzysz minister finansów Jacek Rostowski i szef dyplomacji Radosław Sikorski. Prezydent leci do Brukseli wyczarterowanym samolotem. Tusk pytany, czy ma PIN, który upoważnia go do wejścia na salę obrad, powiedział: "Wiem, że w Polsce niektórzy politycy chcieliby zrobić groteskę z tego spotkania, od którego w dużym stopniu zależy rozwój Polski na długie lata. Ja uważam że byłoby bardzo źle, gdyby wyszło na to, że Polska na szczycie zajmuje się tym, kto ma PIN i kto o której leci". - Nie mam i nie zamierzam mieć wpływu na to, gdzie i w jakich sprawach leci prezydent RP. Konstytucja jednoznacznie nakazuje prezydentowi współdziałanie, współpracę z rządem, kiedy podejmuje działalność międzynarodową - podkreślił premier. - Z mojego punktu widzenia delegacja w składzie państwu znanym podejmuje wysiłki ważne dla Polski. Prezydent swoim postępowaniem naprawdę nie ułatwia nam pracy - oświadczył szef rządu.