Prezydent uważa, że przemiany 1989 r. byłyby niemożliwe bez związkowców Solidarności. - Zwycięstwo nie mogło być wtedy dziełem jednego człowieka - podkreślił prezydent, wręczając w czwartek w Gdańsku odznaczenia osobom zasłużonym dla przemian demokratycznych w Polsce. Krzyże Komandorskie, Oficerskie i Kawalerskie Orderu Odrodzenia Polski otrzymało ponad 40 osób, m.in. byli i obecni działacze Solidarności z całego kraju. Na liście odznaczonych jest dwóch księży. Pośmiertnie odznaczenie - Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski - otrzymał b. rzecznik prasowy Solidarności w latach 80. Adam Kinaszewski. Odznaczenia nie przyjął wiceprzewodniczący Solidarności w latach 90. Jan Hałas. Jak tłumaczył dziennikarzom, bolą go podziały wśród ludzi wywodzących się z Solidarności. Uroczystość odbyła się w ramach obchodów 20. rocznicy wyborów 4 czerwca 1989 roku. W swoim przemówieniu Lech Kaczyński podkreślił, że nie tylko wybory 4 czerwca i powołanie rządu Tadeusza Mazowieckiego, ale też "odważny krok do przodu, wręcz ucieczka do przodu, także stabilizacja sytuacji w kraju" było zasługą "ponad 2,5 mln związkowców i ich organizacji". - Bez tego związku ta olbrzymia operacja potrzebna, choć zbyt bolesna, byłaby nie do przeprowadzenia - mówił. Prezydent przypomniał, że ruch Solidarność liczył w latach osiemdziesiątych miliony członków, w tym setki tysięcy aktywistów. - Zwycięstwo nie mogło być wtedy dziełem jednego człowieka, nawet najbardziej genialnego, musiało być dziełem zbiorowego wysiłku, dziełem tysięcy, tysięcy i jeszcze raz tysięcy i takim właśnie było to zwycięstwo roku 1989, taka była walka podziemna - powiedział. Prezydent mówił również o latach podziemnej Solidarności. Jak powiedział, "ten podziemny kraj miał też swojego prezydenta, wtedy zapewne wielce zasłużonego". - Nie będę oceniał pierwszej połowy lat 90., która jest krytyczna - dodał. Lech Kaczyński podkreślił, że chce przywrócić pamięć o tamtej walce tak, aby każde dziecko w naszym kraju wiedziało o Solidarności i o tym, że "w tamtych latach przetoczyła się przez nasz kraj burza". Jak ocenił, 4 czerwca to dzień niezwykły. - 20 lat temu były wybory, które zmieniły nasz kraj - podkreślił prezydent. Według prezydenta początek zmian miał miejsce przy Okrągłym Stole, który - jego zdaniem - jako posunięcie taktyczne był rozwiązaniem dobrym. - Ale szansę wynikającą z tego, co przy Okrągłym Stole ustalono, Solidarność wykorzystała nie w 100, tylko w 200 procentach - oświadczył Lech Kaczyński. Prezydent zaznaczył, że Solidarność bardzo szybko mogła stać się podmiotem, który tworzył pierwszy niekomunistyczny rząd w Europie - rząd Tadeusza Mazowieckiego. Lech Kaczyński wyraził jednocześnie żal, że 20. rocznica wyborów 4 czerwca 1989 roku "to nie jest święto wspólne i wszystkich". - Żałuję, że na tej sali, wśród najwyższych organów Rzeczypospolitej obecny jestem tylko ja. Zaprawdę, niezależnie od różnić chciałbym, żeby było inaczej - mówił Lech Kaczyński. Premiera Donalda Tuska nie ma w Gdańsku; przybywa w Krakowie na obchodach 20. rocznicy wyborów 4 czerwca 1989 roku. W Gdańsku ma pojawić się przed godz. 16, by wziąć udział w międzynarodowej konferencji "Solidarność i upadek komunizmu - część gdańska", ukazującą rolę i znaczenie Polski w przemianach 1989 roku w Europie. Zdaniem prezydenta Gdańsk to miejsce naturalne dla świętowania tej rocznicy. Jak podkreślił, w trakcie mszy świętej na placu Solidarności "będą przywódcy niektórych partii". - Ale tak naprawdę nie jest to święto takie, jakie być powinno - dodał. - Nie jest to święto wspólne i wszystkich. Długo by mówić o tym, dlaczego. Mogę powiedzieć tylko jedno i powtórzę to, tam pod krzyżami, w stoczni, że bardzo tego żałuję - powiedział prezydent. Pytany przez dziennikarzy, kogo należy obarczać winą, że najważniejsi polscy politycy nie świętują razem obchodów 20. rocznicy obalenia komunizmu, powiedział tylko: "na pewno nie mnie". Po wręczeniu odznaczeń prezydent rozmawiał z przewodniczącym NSZZ "Solidarność" Januszem Śniadkiem; następnie udał się na mszę św., która rozpoczęła się w południe na Placu Solidarności przed Pomnikiem Poległych Stoczniowców. Gdy Lech Kaczyński przechodził na Plac Solidarności, gdańszczanie entuzjastycznie go witali. "Gdańsk zawsze z panem", "Niech żyje Lech Kaczyński", "Brawo panie prezydencie" - słychać było ze strony przechodniów, wśród których było wielu związkowców.