w środę w radiowej "Trójce". Jak dodał, "prezydent nie ma możliwości nie podpisania Traktatu". - To byłoby złamanie prawa z najgorszymi konsekwencjami - ocenił marszałek Sejmu. Jeżeli Lech Kaczyński nie podpisze Traktatu, Komorowski przewiduje "najczarniejsze scenariusze", łącznie z przywoływaną we wtorek przez Stefana Niesiołowskiego groźbą postawienia prezydenta przed Trybunałem Stanu. Prezydent Lech Kaczyński, który we wtorek składał wizytę w Estonii pytany przez dziennikarzy, czy podpisze, czy też zawetuje ustawę ratyfikacyjną, odparł: "problem leży gdzie indziej: czy ja podpiszę akt ratyfikacji czy nie, bo nie mam takiego obowiązku". Według Komorowskiego, prezydencki projekt poprawek do Traktatu jest niezgodny z konstytucją. Marszałek zamówił już w tej sprawie aż dziewięć ekspertyz. Komorowski w rozmowie z radiową "Trójką" powiedział też, że referendum w sprawie Traktatu nie jest najlepszym rozwiązaniem. Jego zdaniem, jest ono bowiem obarczone ryzykiem nie przekroczenia 50-procentowego progu frekwencji wyborczej. - Wolałbym przegłosowanie Traktatu w parlamencie, poprzez jakąś refleksję klubu PiS. Mamy czas do końca roku na ratyfikację Traktatu, ale jeżeli nawet przekroczymy ten termin, to nikt nas w UE nie będzie wieszał - mówił Komorowski. Dodał jednak, że pewne argumenty przemawiają na rzecz szybkiego terminu referendum. Organizując je można by wykorzystać fakt, że wielu Polaków ma świadomość, że "toczy się walka o wszystko, o pozycję Polski w UE i o to, czy będziemy mieli pozycję lidera regionu w pogłębianiu integracji europejskiej", czy też będziemy "zakałą Europy". W jego ocenie możliwe jest też połączenie ewentualnego referendum z wyborami do Parlamentu Europejskiego. Komorowski odniósł się także do deklaracji, jaką we wtorek złożył Stefan Niesiołowski, który powiedział, że polski Sejm może zaprosić do naszego kraju Dalajlamę. Komorowski - jak zaznaczył - o projekcie zaproszenia Dalajlamy jeszcze nie słyszał, ale "jest skłonny to rozważyć". Marszałek uważa bowiem, że potrzebny jest jakiś ruch polskiego parlamentu pokazujący, że jest on "po stronie obywatela i człowieka w Chinach".