, że jego gabinet będzie koncentrował się na "codziennej pracy i rządzeniu" tam, gdzie nie będzie to narażone na "kłótnie w Sejmie i politycznie uwarunkowane weto prezydenta". przypomniał, że los ustawy ostatecznie zależy od głosowania w Sejmie. - Jeżeli ponad 3/5 Sejmu po raz drugi ustawę uchwali, to ja muszę podpisać. Jeśli nie, to ustawa, można powiedzieć projekt ustawy, kończy bieg - powiedział. Prezydent powiedział, że nieczęsto z prawa weta korzysta. - Ja z tego prawa korzystam bardzo rzadko i jest sprawą mojej oceny, kiedy skorzystać, kiedy nie - mówił prezydent, powołując się na przykład swego poprzednika Aleksandra Kwaśniewskiego, który "dwadzieścia kilka razy celnie wetował w okresie rządów -u". "Robię to, do czego mam uprawnienie konstytucyjne. (...) Będę z niego korzystał tam, gdzie między moimi przekonaniami o tym, jak powinno być, a przekonaniem ustawodawcy będzie różnica" - zapowiedział. Pytany, czy w sprawie zawetowania ustawy medialnej zawarł sojusz z lewicą, prezydent odpowiedział: "Rozmawiałem z panem prezesem Napieralskim, tłumaczyłem, jakie są moje argumenty. W innych sprawach też będę rozmawiał ze wszystkimi. Szykują się ustawy, które uważam za niezmiernie groźne dla Polski" Prezydent uważa, że "konflikt polityczny w Polsce jest zbyt ostry". Jego zdaniem, powodem są niejednolite standardy stosowane wobec różnych polityków. - Z jednej strony można używać obelg, słów powszechnie uznanych za obraźliwe i nie pociąga to za sobą żadnych skutków (...). Natomiast jeśli w stosunku do tych, którzy dziś rządzą, użyje się mocniejszego słowa, to jest skandal, to jest naruszenie standardów". - Najgorszy język od 2005 roku, trzeba to sobie jasno powiedzieć, mają ci, którzy dziś rządzą. Nikt się nie może z nimi porównywać - powiedział prezydent. Lech Kaczyński jest przekonany, że zastosowanie tych samych standardów od razu obniżyłoby poziom agresji. - Jedni nie czuliby się bezkarnie, drudzy nie widzieliby powodów, dla których musieliby atakować - powiedział prezydent. Według niego, w Polsce stworzono w ostatnich latach wrażenie, że demokracja jest zagrożona, chociaż żadnego zagrożenia nie było. - A teraz, mamy co chwilę informacje o zawiadomieniach o przestępstwie, z których nic nie wychodzi - powiedział prezydent, określając sprawę b. ministra sprawiedliwości , wobec którego prokuratura wszczęła śledztwo ws. przekroczenia uprawnień, jako "akt zemsty" . Według zarzut karny dla Ziobry to powrót "do czasów inwigilacji prawicy, do pierwszej połowy lat 90.".