Prezes IPN uważa, że jeżeli ktoś był traktowany przez SB jako źródło informacji, powinien być umieszczony na liście agentów, do sporządzenia której zobowiązuje nowa ustawa lustracyjna, nawet jeśli sąd lustracyjny nie znalazł dowodów na współpracę. W ten sposób wśród agentów znajdą się nie tylko Gilowska, ale i Małgorzata Niezabitowska, Józef Oleksy, Marian Jurczyk czy niedawny prezydencki minister Andrzej Krawczyk. - Instytut obok nazwiska będzie zamieszczał informację o wyniku postępowania lustracyjnego - tłumaczył Kurtyka w "Rzeczpospolitej". Zapowiedzi te wywołały oburzenie w Pałacu Prezydenckim. - Prezydent ma odmienną interpretację ustawy lustracyjnej. A to on jest przecież autorem jej nowelizacji - podkreśla w rozmowie z "Newsweekiem" bliski współpracownik Lecha Kaczyńskiego. Prezydent chciałby, aby na listach agentów umieszczano wyłącznie osoby, które ponad wszelką wątpliwość współpracowały ze specsłużbami PRL. Lech Kaczyński, który w odróżnieniu od Kurtyki sprzeciwia się pełnemu ujawnieniu akt bezpieki, od dłuższego czasu odnosi się do szefa IPN z niechęcią. Na tyle dużą, że podczas oficjalnych uroczystości unika nawet kurtuazyjnego przywitania. Prezydencka nowelizacja ustawy lustracyjnej weszła w życie w czwartek. Zakłada, że obowiązek lustracyjny stanie się niemal powszechny. Oświadczenia lustracyjne będą musiały składać nie tylko osoby publiczne, ale także m.in. rektorzy, dyrektorzy szkół, pracownicy naukowi, członkowie władz spółek z udziałem skarbu państwa, komornicy, doradcy podatkowi, dziennikarze. Według badań "Newsweeka", przeprowadzonych w największych miastach przez instytut Mareco, Polakom w pierwszej kolejności zależy na zlustrowaniu samorządowców (47 proc.), księży (31,6 proc.), dziennikarzy (20,4 proc.) i nauczycieli (7,5 proc.).