w sprawie zmiany sposobu zarządzania PiS. - Jeśli chodzi o panów wiceprezesów, ale z pominięciem Ludwika Dorna, to warto zwrócić uwagę, że ich postawa w ciągu ostatnich dwóch lat była taka: z jednej strony roszczenia o bardzo wielką władzę, bardzo wielkie wpływy w partii, a z drugiej - "nie będziemy ponosić kosztów władzy". A koszty władzy w PiS-e były olbrzymie. Trwał nieustanny atak, trwało nieustanne obrażanie przywódców PiS-u, tych, którzy sprawowali wtedy władzę. Myślę, że tego rodzaju postawa nie zasługuje na szczególną akceptację - powiedział Lech Kaczyński. Dodał, że zarówno Ujazdowski, jak i Zalewski, "byli chwaleni przez te same media, które niezwykle brutalnie atakowały innych przywódców PiS-u". Zdaniem prezydenta, w mediach funkcjonuje "mit o dyktatorstwie władzy Jarosława Kaczyńskiego w PiS". - Jarosław Kaczyński zawsze musiał się liczyć to z gorszym nastrojem jednego z wiceprezesów, to z olbrzymimi ambicjami drugiego czy trzeciego i ja mu zawsze doradzałem pod tym względem większą stanowczość. Natomiast wbrew temu, co się mówi, brat działał raczej na zasadzie godzenia, podtrzymywania. No i w końcu to pękło - mówił Lech Kaczyński. Prezydent dodał, że jest mu przykro, iż cała sprawa pojawia się dopiero teraz - po wyborach parlamentarnych. Jak mówił, dwóch z trzech byłych wiceprezesów "pełniło eksponowane funkcje w życiu publicznym". Ujazdowski był ministrem kultury, a Dorn - szefem MSWiA, wicepremierem, a od kwietnia - marszałkiem Sejmu. - Trzeci (Zalewski) zresztą też był przewodniczącym sejmowej komisji spraw zagranicznych. Wziąwszy pod uwagę, że w dość wczesnej młodości był posłem, potem przez wiele lat był poza polityką, później tylko krótko sprawował pewną funkcję samorządową, to zostanie od razu przewodniczącym komisji spraw zagranicznych jest pewnym sukcesem. Tutaj zresztą podzielam pogląd prezesa PiS, że pozycja tego trzeciego wiceprezesa ma raczej towarzyski, a nie inny charakter, nie polityczny - dodał prezydent.