Opolanka została zatrzymana w ubiegły wtorek za to, że nie zapłaciła ponad 2 tys. zł zaległej wobec Urzędu Kontroli Skarbowej grzywny. Policjanci stawili się u niej - według policji - po godz. 21 z zarządzeniem opolskiego Sądu Rejonowego o wykonaniu kary zastępczej - 25 dni pozbawienia wolności. O sprawie pierwsza napisała "Nowa Trybuna Opolska". Według Jarosława Dryszcza z biura prasowego opolskiej policji dopiero na miejscu policjanci dowiedzieli się, że kobieta, którą mieli zatrzymać, jest matką samotnie wychowującą dzieci. W rozmowie z PAP kobieta powiedziała, że jest mężatką, a jej mąż przebywa za granicą. Policja się tłumaczy - Policjanci poinformowali tę panią, że aby uniknąć zatrzymania, powinna wpłacić zaległą karę grzywny. Zezwolili na wykonanie kilku telefonów, ale kobiecie nie udało się zebrać pieniędzy - opowiedział Dryszcz. I dodał, że zwyczajowo w takich sytuacjach, jeśli komuś uda się zebrać pieniądze, policja podwozi go na pocztę i po wpłaceniu odstępuje od zatrzymania. W związku z tym, że kobieta nie spłaciła grzywny, policjanci ją zatrzymali. Tymczasem - jak powiedział Dryszcz - dzieci mogły, według prawa, pozostać pod opieką osób bliskich. - W związku z tym, że nie było kogoś takiego, kto mógłby dojechać, za najbardziej łagodne wyjście policjanci uznali przekazanie dzieci do pogotowia opiekuńczego - wyjaśnił Dryszcz. Na pytanie, dlaczego tak późno wieczorem miało miejsce zatrzymanie, Dryszcz odpowiedział, że "praktyka zatrzymań wskazuje, iż w takiej porze najłatwiej zastać w miejscu zamieszkania osobę wskazaną do zatrzymania". Przedstawiciel biura prasowego opolskiej policji dodał, że następnego dnia policjanci skontaktowali się z opolskim sądem rejonowym, by powiadomić o sytuacji rodzinnej zatrzymanej. - Tego dnia okazało się też, że ktoś zapłacił wymagane pieniądze i zatrzymana opuściła izbę zatrzymań - dodał Dryszcz. Rzecznik opolskiej policji Maciej Milewski dodał, że policjanci, którzy stawili się u kobiety, żeby ją zatrzymać, czekali na nią ok. 45 minut, bo była na zakupach. Z nią weszli do mieszkania, w którym były dzieci i widząc, że jest to samotna matka, dali czas by spróbowała zebrać pieniądze na spłatę grzywny i spróbować skontaktować z kimś z rodziny, kto zaopiekowałby się dziećmi. Spędzili tam ponad godzinę. - Policjanci nie mogli zgodnie z literą prawa odstąpić od zatrzymania ani go przełożyć na dzień następny. Groziłyby im za to konsekwencje służbowe - przypomniał Milewski. "Informacja została odebrana przez tę panią osobiście" Ewa Kosowska-Korniak z biura prasowego opolskiego sądu powiedziała, że nie udało się jej ustalić, kogo policja powiadomiła o sytuacji rodzinnej kobiety po jej zatrzymaniu. Dodała, że z akt sprawy dotyczącej egzekwowania niezapłaconej grzywny wynikało, że kobieta, wobec której sąd wydał 17 października nakaz doprowadzenia do odbycia kary, jest zamężna i ma jedno dziecko. Kosowska-Korniak potwierdziła, że Sąd Rejonowy w Opolu zajmował się sprawą ponad 2 tys. zł niezapłaconej grzywny, którą na mieszkankę Opola nałożył w lipcu 2010 r. Urząd Kontroli Skarbowej. Kobieta grzywny nie zapłaciła, w związku z czym sprawa trafiła do komornika. - W sierpniu ubiegłego roku komornik wysłał pismo, że egzekucja w przypadku tej pani okazała się bezskuteczna, bo nie ma z czego ściągnąć pieniędzy - powiedziała Kosowska-Korniak. Sąd rejonowy po otrzymaniu pisma komorniczego, które - jak wynika z akt sprawy - trafiło też do kobiety, wyznaczył posiedzenie, które miało karę grzywny zamienić na karę zastępczą - pozbawienia wolności. - W aktach sprawy jest potwierdzenie z 15 grudnia ubiegłego roku, że informacja o tym posiedzeniu została odebrana przez tę panią osobiście - przekazała Kosowska-Korniak. Na posiedzeniu sądu na początku 2012 r. kobieta się jednak nie stawiła. W lutym wysłano do niej wezwanie do stawienia się w opolskim zakładzie karnym do odbycia kary 25 dni pozbawienia wolności. - Zawiadomienie to było dwukrotnie awizowane na poczcie, więc jest traktowane jako dostarczone - powiedziała Kosowska-Korniak. Dodała, że mimo obowiązku prawnego opolanka nie poinformowała sądu o zmianie miejsca zamieszkania. - Dysponowaliśmy dwoma adresami tej pani, na które wysyłana była korespondencja. Miejsce jej obecnego pobytu ustaliła dopiero kurator sądowa, która zna tę rodzinę - powiedziała Kosowska-Korniak. "Gdyby sąd wiedział..." W związku z tym, że kobieta nie stawiła się do odbycia kary, sąd wydał nakaz jej doprowadzenia. - Gdyby sąd wiedział, że nakaz wydaje wobec matki samotnie wychowującej dzieci, to z pewnością np. zastosowałby odroczenie - zapewniła Kosowska-Korniak. I dodała: "Z moich ustaleń wynika, że kurator sądowa, która ustaliła miejsce pobytu zatrzymanej, informowała też policję o jej sytuacji rodzinnej". Prezes Sądu Rejonowego w Opolu sędzia Piotr Wieczorek w piątek zapoznał się z aktami sprawy zatrzymanej kobiety, sprawdził tok czynności wykonawczych w tej sprawie i powiedział w rozmowie z PAP, że nie stwierdził nieprawidłowości. Wieczorek dodał, że po wyroku skazującym kobietę na karę grzywny i stwierdzeniu, że egzekucja nałożonej kary finansowej jest niemożliwa, sąd powiadomił opolankę o posiedzeniu, na którym grzywna miała być zamieniona na prace społecznie użyteczne. Sędzia zapewnił, że kobieta była prawidłowo zawiadomiona o tym postępowaniu, ale się na nie nie stawiła. Nie wysłała też w tej sprawie pisma, ani nikogo w zastępstwie. W związku z tym, że kobieta nie wyraziła zainteresowania zamianą kary na prace społecznie użyteczne sąd skazał ją na karę 25 dni pozbawienia wolności. "Powinnam była zapytać kogoś, kto się na tym zna" Pani Joanna, zatrzymana matka dwójki dzieci, powiedziała, że powiadomienia o takim posiedzeniu "nie ma". - Gdybym je miała, to bym na takie posiedzenie poszła - zapewniła. Kobieta powiedziała, że nie ma pretensji do sądu. Przeciwnie jest wdzięczna, że gdy przyjaciele jej matki wpłacili należność, sąd szybko podjął decyzję o jej zwolnieniu do domu. Dodała, że popełniła błąd, nie płacąc grzywny, a potem nie sprawdzając, czy na pewno komornicze pismo o bezskuteczności egzekucji oznacza umorzenie grzywny. - Sama się na tym nie znam, ale powinnam była zapytać kogoś, kto się na tym zna - powiedziała. Przyznała, że policjanci w innej sprawie, związanej z dziećmi (nie chciała powiedzieć w jakiej) byli u niej we wrześniu. - Powinni więc wiedzieć, że dzieci mam i sama się nimi zajmuję - dodała. Podkreśliła, że najbardziej zbulwersowała ją pora, o której przyszli do niej policjanci (potwierdziła, że czekali na nią do ok. 21.45), że musiała budzić dzieci i że policja chciała je rozdzielić: 2-letnią córkę skierować do Domu Małego Dziecka, a 6-letniego syna do pogotowia opiekuńczego. - Nie wyraziłam na to zgody. Za jakiś czas policja znalazła rodzinę zastępczą, która działa też w charakterze pogotowia opiekuńczego - powiedziała Joanna. Powiedziała też, że policjanci nie chcieli się zgodzić na to, by zaczekać na jej szwagierkę, która miała dojechać z Wrocławia, aby zająć się dziećmi. Pozwolili jej ubrać dzieci i pojechać z nimi, by zobaczyła, gdzie spędzą noc. Zofia Karpińska, która od 12 lat prowadzi rodzinę zastępczą i która w charakterze pogotowia opiekuńczego przyjęła przywiezione przez policję dzieci kobiety - 2-letnią dziewczynkę i 6-letniego chłopca, jest oburzona sprawą. - Do dziś nie mogę uwierzyć, że można wejść w nocy do domu samotnej matki, zatrzymać ją na oczach dzieci i odrzeć w ten sposób z godności - powiedziała Karpińska.