Dzisiaj odbywa się nadzwyczajne zebranie przedstawicieli sądów okręgowych, zwołane na oddolny wniosek. Przedstawiona w środę przez wiceministra sprawiedliwości Jacka Czaję nowelizacja wprowadza m.in. okresową ocenę pracy sędziów, ale także likwiduje zgromadzenia ogólne sędziów sądów okręgowych, które opiniują kandydatury na sędziów i do awansów. Ich zadania miałyby przejąć zgromadzenia sędziów z całej apelacji (okręgów sądowych jest w Polsce 45, a nadzorujących ich apelacji - 11). - Ta propozycja została zaprezentowana na dzień przed znanym od dawna terminem naszego nadzwyczajnego zgromadzenia, które jest pierwszym w historii, a może okazać się ostatnim - mówił sędzia Dąbrowski. Podkreślał, że "nawet za czasów rządów PiS było nie do pomyślenia, by planować likwidację organu, który krytykuje władzę". Równie krytycznie ocenił on plan ograniczenia kompetencji KRS przez powołanie "Rady-bis", czyli komisji konkursowej przy ministerstwie, przesyłającej KRS rekomendacje do kandydatur na sędziów, które Rada przedstawia prezydentowi do nominacji. Według Dąbrowskiego, Rada stałaby się tylko "skrzynką pocztową" w tym procesie, co jest jego zdaniem niekonstytucyjne. - Nadzór nad sądami powinien sprawować nie minister sprawiedliwości, lecz I Prezes Sądu Najwyższego oraz Krajowa Rada Sądownictwa - mówią sędziowie na nadzwyczajnym zgromadzeniu sędziów okręgowych w Warszawie. Spotkanie z udziałem ministra Andrzeja Czumy ma emocjonalny przebieg. Minister odparł, że Trybunał Konstytucyjny uznał niedawno za legalny nadzór ministra nad działalnością sądów (poza sferą orzekania). - Nie wiem, czy to KRS powinien nadzorować sądy, ale muszę słuchać prawa i nie radzę nikomu krytykować wyroku Trybunału - powiedział do zebranych. Sędziowie w wypowiedziach z sali stanowczo opowiadali się jednak za całkowitym oddzieleniem od władzy wykonawczej. - Czy ktokolwiek sobie wyobraża, żeby Minister Spraw Wewnętrznych sprawował nadzór nad działalnością Sejmu i kontrolował wyznaczanie posiedzeń przez marszałka? - pytał przewodniczący KRS Stanisław Dąbrowski. - Toniemy w biurokracji, wygenerowanej przez ministerstwo sprawiedliwości - mówił sędzia Mirosław Gajek z Sądu Okręgowego w Kielcach. Krytycznie oceniając ministerialny projekt nowego ustroju sądów zauważył, że nową reformę wprowadza każdy nowy minister, zapominając o tym, co zrobił jego poprzednik. - Jak to się dzieje, że każdy kto wchodzi w mury tego gmachu od razu wie lepiej od innych? - pytał dodając, że swój urząd pełni nie dla pieniędzy, bo gdyby tego chciał, mógłby w czasach PRL zacząć pracę w SB, gdzie zarabiało się wtedy kilka razy więcej niż w sądzie. - Proszę zauważyć, że - choć pan się zastrzegał, że nie dla pieniędzy pracuje pan w sądzie, to brawa pan dostał, gdy mówił pan o pieniądzach - replikował mu Czuma, na co sala zareagowała buczeniem.