Hubert, absolwent krakowskiej AWF, wracał z kilkumiesięcznego pobytu w USA do domu. Planował, że być może zdąży tam dojechać we Wszystkich Świętych późnym wieczorem. Wrócił dopiero dobę później. Zmęczony, ale zadowolony, że awaryjne lądowanie skończyło się tak szczęśliwie. Noc z wtorku na środę spędził u kuzyna w Warszawie. Wczesnym popołudniem wsiadł do pociągu jadącego do Krakowa, a potem przesiadł się na lokalny pociąg, który dowiózł go do Stróż (woj. małopolskie). Nie odbierał telefonów. Po wyjściu z Okęcia udzielił krótkiego wywiadu do gazety i telewizji. Potem już nie chciał odbierać telefonu od nieznanych rozmówców. "Samolot usiadł niezwykle gładko" - Zobaczyłam go w telewizji bledziutkiego - mówiła wczoraj mama Huberta Halina Waz. - To silny chłopak, nie okazywał nigdy emocji na zewnątrz. Wiedziałam po jego wyglądzie, że przeżył w samolocie bardzo wiele. Sama kiedyś leciałam i wyobrażam sobie, jak to mogło wyglądać tam w górze. Od chwili, kiedy mi powiedział przez telefon, że stratuje, leciałam myślami razem z nim. Gdy jechał pociągiem do Krakowa powiedział mi, że chce spokoju i marzy o powrocie do domu. - Cała załoga była bardzo pomocna i spokojna - powiedział na szybko "Gazecie Wyborczej" Hubert Waz. - Samolot usiadł niezwykle gładko. Byłem zdziwiony, że to było tak cicho, nie czuło się żadnego uderzenia, czy tąpnięcia. Chwile grozy tuż przed lądowaniem Najbardziej emocjonujące chwile ponad dwustu pasażerów przeżywało przed lądowaniem, gdy samolot przez godzinę kołował nad Okęciem. Rodzinie Wazów los oszczędził nerwów. Nie siedzieli przed telewizorem, nie obserwowali przygotowań personelu Okęcia i służb ratunkowych na lądowanie samolotu na "brzuchu", którego to lotnisko jeszcze w swojej historii nie przeżywało. Wybrali się na cmentarz wszyscy. Pani Halina, jej mąż Józef, i bracia Huberta, 23-letni Dawid i 12-letni Filip. "Byłam jakoś dziwnie spokojna" - Wiedziałem, że około czternastej miał lądować na Okęciu - opowiada pani Halina. - Po długiej podróży przez ocean, byłam jakoś dziwnie spokojna. Wiedziałem, że jest już nad Warszawą. Ani przez myśl mi nie przeszło, że mogły być trudności z lądowaniem. Zostawiliśmy telefony komórkowe. Szczegółów dowiedzieliśmy się dopiero po przyjściu do domu, około godziny 16., gdy zadzwoniła do nas babcia. Właściwie nie miałam czasu się zdenerwować. Zadzwoniłam do Huberta i zaraz się odezwał. Potem zobaczyłam go w telewizji. Młodszy brat Filip usłyszał o awarii samolotu przez radio w samochodzie, gdy wracali do domu. - Mówili w radiu, ale nie myślałem, że to chodzi o Huberta samolot - powiedział nam Filip. Jest przekonany, że na perfekcyjne lądowanie bez kół wpłynęło też wzorowe zachowanie pasażerów, a więc i jego brata. Hubert ma dziś imieniny i 26. urodziny Na razie Hubert, tegoroczny magister wf, odpocznie w domu. Dziś ma imieniny i 26. urodziny. Może szczęśliwe lądowanie na Okęciu przyjmie jako podwójny prezent od losu. Wojciech Chmura wojtek.chmura@dziennik.krakow.pl Czytaj więcej: Zaduszki w katedrze Odsiaduje karę pozbawienia wolności w domowym zaciszu Przegrali rudego