Bogdan Konopka zaznaczył, że każdy kraj członkowski UE ma obowiązek monitorowania hodowli drobiu i jaj w związku z salmonellą. Założenie jest takie, by w badanych próbkach nie było więcej niż 1 proc. wyników dodatnich. Dodał, że Polska ma opracowany krajowy program zwalczania salmonelli, który realizuje. Jego celem jest zwalczanie niektórych serotypów salmonelli w stadach kur hodowlanych. W ostatnim czasie jednak coraz licznej napływają informacje - przekazywane poprzez system wczesnego ostrzegania o niebezpiecznej żywności RASFF - o tym, że w polskim drobiu i jajach wykrywane są pałeczki salmonelli. Powiadomienia takie nadeszły z kilkunastu krajów UE i dotyczyły kilku firm w kraju - poinformował główny lekarz weterynarii. Dodał że w związku z tym, resort rolnictwa i Inspekcja Weterynaryjna podjęły rozmowy z organizacjami branżowymi o tym, jak zaradzić zaistniałej sytuacji. Konopka zaznaczył, że programem zwalczania salmonelli objęte są także stada reprodukcyjne kur niosek tj. kury produkujące jaja, z których wykluwają się pisklęta do dalszego chowu. Nie mniej jednak przy przemieszczaniu drobiu do rzeźni, na dwa tygodnie wcześniej właściciel powinien dokonać tzw. badań "właścicielskich" , na podstawie których lekarz powiatowy wystawia świadectwo zdrowia kur trafiających do rzeźni. Badania te wskazują, czy w stadach nie ma salmonelli. Jednak jest to jeszcze losowo weryfikowane badaniami urzędowymi. - Wyraziłem zgodę, aby w okresie przejściowym lekarze urzędowi pobierali próbki od kur, które będą przekazywane do badania w zakładach higieny weterynaryjnej - powiedział. 860 próbek, w niektórych wyniki dodatnie Konopka wyjaśnił, że Inspekcja chce zbadać zarówno stada rodzicielskie i tzw. prarodzicielskie tj., te które są z linii poszczególnych ras. Pisklęta z tych stad przywożone są do chowu z różnych krajów np. Danii, Francji, Holandii czy z Bułgarii. - Chcemy wrócić do pierwotnego etapu, żeby sprawdzić tamte pisklęta, bo od nich może pochodzić zakażenie. Następnie będą badane zakłady wylęgowe i dalej kurniki i fermy drobiu. Trzeba też zrobić badania środowiskowe tj. ściółki i kurników, gdzie przebywają kury - poinformował. Dodał, że nie wszystkie bakterie z tej grupy są dla człowieka niebezpieczne. Jednak - jak mówił - jeżeli wykryje się tam salmonellę chorobotwórczą, trzeba też sprawdzić czy nie ma jej w mięsie. Podkreślił, że te wszystkie badanie wymagają jednak czasu i pieniędzy. Szef weterynarii poinformował, że do końca sierpnia wykonano badanie 860 próbek, w niektórych potwierdzono wyniki dodatnie, bo znajdowały się w nich bakterie chorobotwórcze, a kilkanaście próbek zawierało te niegroźne. Konopka zapewnił, że badania będą kontynuowane. Salmonella powodem do wojny handlowej? Główny Lekarz Weterynarii podkreślił, że salmonella może być powodem do "wojny handlowej". Jak zaznaczył, Polska jest największym w UE producentem kurczaków i dużym ich eksporterem. - Dopóki nie znajdzie się źródła jej pochodzenia, zawsze można posługiwać się argumentem, że mięso było skażone. A tymczasem, salmonella może się pojawić np. przy niewłaściwym przechowywaniu produktu czy w trakcie jego transportu - powiedział. Jak podkreślił, całkowite wyeliminowanie salmonelloz nie jest możliwe. Wywołujące je bakterie są bowiem naturalną częścią mikrobiomu jelitowego kur. Można jednak minimalizować zagrożenie, stosując metody ograniczania infekcji. W Polsce obowiązuje zakaz leczenia salmonelloz przy użyciu antybiotyków. - Myślimy o szczepieniach profilaktycznych, ale nie chcemy obecnie obciążać budżetu państwa - poinformował Konopka.