Tomasz Siemoniak podkreślił w rozmowie z Interią, że niepokój wywołują nie tylko działania Białorusi, ale także polskiego rządu. Jego zdaniem należy zwrócić się o wsparcie do międzynarodowych organizacji. Siemoniak: NATO może zareagować w ciągu kilku godzin - Gdy mamy do czynienia ze wzrostem zagrożenia, z groźbą masowego naporu na granicę i zgadzamy się, że to element hybrydowej agresji, to należy wykorzystać możliwości, które mamy jako sojusznicy NATO. Powinniśmy zwrócić się o konsultacje w trybie z art. 4, ("gdy państwo czuje się zagrożone"). Podobnie jak Litwini musimy ściągnąć zespół NATO ds. zwalczania zagrożeń hybrydowych. To ma ogromne znaczenie polityczne, bo z takich konsultacji bardzo rzadko się korzysta. Pokazałoby to Łukaszence, że Polska to nie jest samotna wyspa, którą można "testować" - stwierdził były minister obrony narodowej. Siemoniak podkreśla, że "NATO może zareagować w ciągu kilku godzin". Jego zdaniem należy zwrócić się także o wsparcie do Frontexu. - Trzeba wykorzystać wszystkie możliwości i pokazać, że włączamy cały Zachód w ten kryzys - podkreślił. - Najważniejsza jest efektywna presja na władze Białorusi. Poza wezwaniem białoruskiego charge d'affaires, nie widać ani wypowiedzi ani działań zmierzających np. do zaostrzenia polityki sankcyjnej - zauważa i podsumowuje: W zbyt małym stopniu rząd koncentruje się na przyczynach tego kryzysu, nie wyciąga wniosków i nie korzysta z doświadczeń litewskich czy łotewskich. Pytany o stan wyjątkowy na granicy przekonuje, że "on niczego nie załatwił i nie nie uregulował". - Odciął tylko dziennikarzy od informowania - ocenił. W podobnym tonie wypowiedział się Jan Strzeżek z Porozumienia. "Obecna sytuacja na granicy pokazuje jak wielkim błędem rządu było niedopuszczenie akredytowanych dziennikarzy na teren objęty stanem wyjątkowym. W tej chwili nie tylko Polska, ale i cały świat musi się opierać na medialnych relacjach reżimu Łukaszenki" - ocenił. "Wobec tego, co dzieje się na granicy, musimy mówić jednym głosem. Jesteśmy myślami przy polskich żołnierzach i funkcjonariuszach Straży Granicznej! Apelujemy do rządu, by pilnie zaangażował instytucje międzynarodowe, w tym NATO. Wszystko trzeba podporządkować bezpieczeństwu" - napisał z kolei Jarosław Gowin, lider Porozumienia i były wicepremier. Lewica: Życie ludzkie musi być dla nas najważniejsze Lewica apeluje o humanitarne traktowanie migrantów. "Czeka nas trudny czas na wschodniej granicy. Niezależnie od skali prowokacji życie ludzkie musi być dla nas najważniejsze. Pomóżmy oszukanym ludziom powrócić do domów. Przyjmijmy tych, którzy bezpiecznie powrócić nie mogą. Pokażmy różnicę między Polską, a dyktaturą Łukaszenki" - napisał poseł Lewicy Maciej Konieczny. "Tragiczna sytuacja na granicy. Zyskują na tym dwaj dyktatorzy, ten z Mińska i ten z Warszawy. Dla nich życie ludzkie nic nie znaczy" - ocenił Andrzej Rozenek. Kosiniak-Kamysz: Musimy być solidarni Głos zabrał także prezes PSL. "Fundamentalnie nie zgadzam się z obecną władzą, ale gdy idzie o polską rację stanu, szczególnie dziś w przededniu 11 listopada, musimy być solidarni i odpowiedzialni ponad politycznymi podziałami. Bezpieczeństwo Polaków i obrona naszych granic jest najważniejsza" - napisał Władysław Kosiniak-Kamysz. Wydarzenia na granicy komentują także politycy Konfederacji. "Tych polityków i ich sympatyków. którzy mówili, że powinniśmy wszystkich wpuszczać, najbardziej bym teraz chciał usłyszeć" - napisał Artur Dziambor. "Od początku było wiadomo, że jak przyjmiemy kilkudziesięciu ludzi to za chwilę przyjdzie ich więcej i nie będzie można im odmówić. Gdyby zrealizować postulaty lewicy, w ciągu kilku miesięcy mielibyśmy kilka miasteczek imigrantów opłacanych z naszych podatków!" - napisał Konrad Berkowicz.