Podkreślił, że bierze polityczną odpowiedzialność za swe decyzje, ale nie weźmie odpowiedzialności "za szerzenie nienawiści w związku z katastrofą". Premier w niedzielnym wywiadzie w Polsat News mówił m.in. o śledztwie w sprawie katastrofy smoleńskiej. - Naszym celem jest rzetelne i obiektywne zbadanie wszystkich przyczyn katastrofy, tak jak to jest tylko możliwe. A nie wykorzystywanie tej katastrofy w polityce przeciw komuś, wewnątrz czy na zewnątrz kraju - powiedział Tusk. Podkreślił, że wszyscy chcieliby poznać prawdę w sprawie katastrofy jak najszybciej, ale "to komisja i prokuratura będą decydowały, kiedy jest ten moment, w którym uznają, że niczego więcej dowiedzieć się już nie mogą". - Wiem, że niektórzy z tytułu tego, co się zdarzyło, ale też ze względu na własne poglądy polityczne, nacechowane bardzo mocno niechęcią do sąsiadów, w tym do Rosji, chcieliby, by katastrofa smoleńska była jakby kolejnym powodem, dla którego relacje polsko-rosyjskie są tragicznie złe - mówił premier. Według niego stąd często pojawiające się opinie, że "właściwie powinien wypowiedzieć wojnę, jeśli nie faktyczną, to polityczną Rosji z powodu katastrofy smoleńskiej". Premier podkreślił, że jego zadaniem jest, aby polskie państwo działało w kwestii badania przyczyn katastrofy "jak najskuteczniej, jak najsolidniej". - Dlatego dla mnie ważne jest polskie śledztwo, polska komisja i badanie polskiej komisji, bo to my chcemy mieć pełną wiedzę, by uniknąć takich zdarzeń w przyszłości i aby ludzie i instytucje odpowiedzialni za to, co się zdarzyło, ponieśli też konsekwencje - zaznaczył. Według Tuska, jeśli Rosjanie "mają jakiś powód, by nie komunikować pełnej prawdy czy wszystkich ustaleń, to jest tak naprawdę ich strata, ich problem, oni siebie w ten sposób negatywnie definiują". - W mojej ocenie nasza praca przyniesie także te pożądane przez Polaków efekty w wymiarze ogólnoeuropejskim czy światowym, jeśli chodzi także o opinię międzynarodową - stwierdził. Szef rządu zaznaczył, że w sensie formalnym jest odpowiedzialny za sposób, w jaki polska komisja badająca katastrofę przedstawi wyniki swoich prac. - I zadbam o to ze szczególną pieczołowitością, by cały świat dowiedział się, jak wyglądają wszystkie kompletne ustalenia - oświadczył. Premier pytany był także o to, czy dostrzega "przepaść", która powstała na polskiej scenie politycznej po katastrofie, a także podziały w społeczeństwie. - Każdy w Polsce widzi, co się dzieje wokół katastrofy smoleńskiej - powiedział Tusk. - Czuję się człowiekiem odpowiedzialnym z racji urzędu i z racji mojego charakteru. Biorę na siebie odpowiedzialność jako premier za to, co w Polsce się dzieje od kilku lat - podkreślił. Jak zaznaczył, nie ucieka od odpowiedzialności za żadną z decyzji, które podejmował, "także w ciągu tych najbardziej dramatycznych miesięcy". Tusk zaznaczył, że bierze na siebie odpowiedzialność także za organizowanie śledztwa smoleńskiego po stronie polskiej, za relacje polsko-rosyjskie oraz za wszystkie decyzje, które w jego imieniu wykonywali jego urzędnicy. - Biorę za wszystkie decyzje pełną polityczną odpowiedzialność - podkreślił. - Natomiast nie wezmę na siebie odpowiedzialności za szerzenie nienawiści w związku z katastrofą smoleńską, bo tego nigdy nie robię. I jeśli pada to pytanie, kto jest odpowiedzialny za to, że katastrofa smoleńska jeszcze bardziej podzieliła Polaków, to dla mnie odpowiedź jest jasna - stwierdził. Jednocześnie zaznaczył, że rocznica katastrofy 10 kwietnia "to nie jest właściwy moment, by obrzucać się tu taką polityczną odpowiedzialnością". - Możemy różnie oceniać różne zdarzenia. Ale co do tego, kto wykorzystuje katastrofę smoleńską, kto gra na emocjach, ja nie mam wątpliwości, ale zostawiam to ocenie Polaków - kontynuował premier. Jak podkreślił, "nie może i nie chce" patrzeć na katastrofę smoleńską jak na "negatywny punkt zwrotny" w historii stosunków polsko-rosyjskich. - My powinniśmy umieć żyć obok siebie - Polacy i Rosjanie - mimo tych tragicznych zdarzeń w historii i mimo tragedii smoleńskiej - powiedział. Tym bardziej dlatego - mówił premier - że reakcje bardzo wielu Rosjan bezpośrednio po katastrofie były "nadzwyczaj serdeczne i współczujące". Jednocześnie premier zaznaczył, że ubolewa nad tym, iż standardy postępowania po stronie rosyjskiej "nie zawsze odpowiadają naszym oczekiwaniom". - Tak jest. Ale tylko naiwny się spodziewał, że tam będzie to wyglądało dokładnie tak, jak my byśmy sobie to wymarzyli - powiedział. - Ja naiwny nie jestem i dlatego zrobiliśmy - nie ja osobiście - ale polskie służby, polskie państwo zrobiło dokładnie wszystko, by polska strona miała w swojej dyspozycji maksimum materiałów, maksimum dowodów, dzięki którym, jak sądzę, wyjaśnimy wszystko, co tylko jest możliwe do wyjaśnienia - zaznaczył. Premier pytany był także o zarzuty, że 10 kwietnia ubiegłego roku zbyt późno poleciał do Smoleńska i zbyt późno zwołał posiedzenie Rady Ministrów. - Zarzuty, jakie formułują przede wszystkim niektórzy z liderów opozycji, w tym przede wszystkim brat zmarłego prezydenta, traktuję z taką wyrozumiałością - powiedział premier. - To znaczy, nie akceptuję ich, ale rozumiem motywację. Czasami są to motywacje czysto polityczne, ale czasami są to też emocje ludzi bardzo mocno dotkniętych tą tragedią - stwierdził. Jak mówił, jego wylot odbyłby się dużo wcześniej, gdyby nie oczekiwanie na odpowiedź prezesa PiS i współpracowników Lecha Kaczyńskiego, czy są gotowi polecieć do Smoleńska razem z nim jednym samolotem. - Otrzymaliśmy informację o tym, że nie, wtedy kiedy otoczenie Jarosława Kaczyńskiego wraz z nim już byli w powietrzu. Zostawię to bez komentarza, bo ta tragedia nie sprzyja w mojej ocenie formułowaniu jakichś politycznych sądów - powiedział. Podkreślił, że tuż po przyjeździe do Smoleńska powiedział premierowi Rosji Władimirowi Putinowi, że nie podejmie "żadnych działań, żadnych decyzji zanim nie dotrze brat zmarłego prezydenta, szczególnie, jeśli chodzi o kwestie co dalej z ciałem prezydenta, pary prezydenckiej". - Tak się stało, czekaliśmy na przyjazd tej drugiej grupy. (...) Rosjanie, w tym premier Putin nie stawiali tu żadnych oporów - zaznaczył.