W opinii premiera tegoroczne wybory prezydenckie są wyborami dużo poważniejszymi "ze względu na atmosferę i głównych aktorów tych wyborów" niż można się było spodziewać kilka miesięcy temu. "To bój o wielką stawkę" - To jest bardzo poważny bój o to, jaka będzie w ciągu najbliższych kilku lat Polska - powiedział premier, który w sobotę przebywał w Tczewie (woj. pomorskie). Zdaniem premiera bój ten będzie bardzo poważny również dlatego, że "wyrównane są szanse dwóch głównych kandydatów". - Nie mam co do tego wątpliwości, że to jest wielka stawka i bardzo poważni rywale - zaznaczył. - Nie sądzę, by ktokolwiek chciał lekceważyć konkurenta. Jeśliby ktoś lekceważył, to zrobiłby bardzo poważny błąd. Ja na pewno nie lekceważę - dodał Tusk. Jak mówił, jest rzeczą oczywistą, że wspiera "z całych sił" Bronisława Komorowskiego. Zaznaczył jednocześnie, że robi to nie ze względu na fakt, że Komorowski reprezentuje jego środowisko. - Tylko dlatego, że - jako premier polskiego rządu mogę to powiedzieć z całą odpowiedzialnością - wygrana jego konkurenta oznacza bardzo poważne kłopoty (...) Współpraca na tych najwyższych poziomach rządzenia będzie z całą pewnością bez porównania trudniejsza niż w wypadku zwycięstwa Komorowskiego - powiedział szef rządu. - Mam 53 lata brałem udział w wielu, wielu wyborach w Polsce niepodległej i we wszystkich byłem bardzo zaangażowany, czasami osobiście. I mam przekonanie, że nigdy nie było tak ważnych z mojego punktu widzenia wyborów jak te, że od nich zależy tak naprawdę istota, sens mojego działania w ciągu najbliższych lat - od tego, kto wygra te wybory. I zrobię naprawdę wszystko co w mojej mocy, aby Bronisław Komorowski te wybory wygrał - powiedział Tusk. "Naród swoje wie" Pytany, co konkretnie zrobi, by wesprzeć Komorowskiego, czy na przykład wygłosi orędzie do Polaków, odpowiedział, że nie chce nadużywać przysługujących mu jako premierowi możliwości kontaktu ze społeczeństwem. Zaznaczył, że nie przewiduje orędzia w mediach do narodu. - Naród swoje wie. Więc ja nie sądzę, żeby moje słowa trafiły do zwolenników Jarosława Kaczyńskiego, natomiast będę przekonywał wszystkich Polaków, żeby szli głosować, żeby szli wybierać - powiedział. Podkreślił, że "nawet jeśli się nie lubi tego czy innego kandydata, to trzeba iść i głosować, bo powód, dla którego konkurują ci kandydaci jest naprawdę bardzo ważny i będzie decydował o tym, jak Polska przez najbliższe pięć lat będzie wyglądała". Dodał, że jest "żywym dowodem na to, że można robić dobre rzeczy, jak ktoś pomaga i że te dobre rzeczy są bardzo utrudnione, jak ktoś przeszkadza". "Nie ma miejsca na dwuwładzę" - W ostatnich tygodniach mam okazję czasami uczestniczyć np. w Radach Bezpieczeństwa Narodowego, gdzie także pojawia się pan prezes Jarosław Kaczyński, i chcę państwu powiedzieć, że jeśli się zmienił, to nie w te stronę, w jaką deklaruje - ocenił premier. - To znaczy, ta gotowość do wojny, konfliktu, zaciekłości, nie jest mniejsza (u J. Kaczyńskiego - przyp. red.) niż przedtem. I ostrzegam, jeszcze jest czas, żeby się zastanowić - powiedział Tusk. Premier na pytanie, czy dobrze byłoby dla Polski żeby PO miała pełnię władzy w kraju odpowiedział, że "na pewno byłoby to dobre dla Polski". - Jeśli mówimy na serio o końcu wojny polsko-polskiej to naprawdę trzeba ją zakończyć. Ostatnie dwa lata to był wielki problem gdzie instytucje państwowe opanowane przez PiS walczyły z polskim rządem i to bez pardonu - tłumaczył. Zdaniem szefa rządu "problem polega na tym, że w Polsce nie ma i nie może być miejsca na dwuwładzę". - Jak ktoś wygrywa wybory to powinien rządzić, a opozycja powinna się przygotowywać do wygrania następnych wyborów. Dla Polski największym zagrożeniem byłoby gdyby poszczególne instytucje państwowe walczyły między sobą, dlatego, bo mają jakieś sympatie polityczne - podkreślił. "I kto to mówi..." Tusk zaznaczył, że "z całą pewnością zwycięstwo Bronisława Komorowskiego daje szansę na spokojną i ciężką pracę i naprawdę może zakończyć ten czas bezsensownych i niezwykle ostrych konfliktów". Jak podkreślił, Jarosław Kaczyński jest ostatnią osobą, która powinna zwracać uwagę na problem pełnienia funkcji premiera i prezydenta przez przedstawicieli tej samej partii. - Bardzo często słyszę od Jarosława Kaczyńskiego, jak się niepokoi, że to będzie coś bardzo groźnego, jeśli premier i prezydent będą z tego samego obozu politycznego. I to mówi polityk, który zbudował taką koncentrację władzy, już nie tylko w partii ale w swojej rodzinie - oświadczył.