Akcję dyskredytowania sędziów w ubiegłym tygodniu opisywał Onet. Według doniesień portalu mieli być w nią zaangażowani m.in. b. wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak i sędzia delegowany do resortu sprawiedliwości Jakub Iwaniec. Po tych doniesieniach Piebiak, na prośbę Ziobry, podał się do dymisji, a Iwaniec zastał odwołany z delegacji do MS. Premier powiedział we wtorek wieczorem w "Faktach po faktach" w TVN24, że po publikacji Onetu rozmawiał z ministrem Ziobrą. "Rozmawiałem oczywiście z panem ministrem i dobrze się stało, że reakcja była taka szybka. 24 godziny i były pan minister Piebiak podał się do dymisji. Odcięliśmy ten temat, zareagowaliśmy we właściwy sposób, ponieważ ta mowa nienawiści, te różnego rodzaju akty, o których słyszeliśmy, ujawnianie pewnych danych, było to absolutnie naganne" - podkreślił Morawiecki. Pytany, czy Ziobro ponosi odpowiedzialność polityczną za działania urzędników w MS, odparł: "Nie ma żadnych dowodów na to, że pan minister Ziobro wiedział o tym procederze, wiedział o czymś takim, co się tam miało dziać". Dopytywany, podkreślił iż to właśnie usłyszał od szefa resortu sprawiedliwości. "W sytuacji takiej, kiedy pan minister Piebiak organizuje jakieś działania, to wcale nie musiał się dzielić i nie dzielił się tą wiedzą z ministrem Ziobrą. I dlatego on, pan minister Piebiak, poniósł tego konsekwencje" - zaznaczył Morawiecki. Zapowiedział, że jeżeli "będą się pokazywały kolejne fakty dotyczące innych osób zamieszanych w tę niedobrą, brudną sprawę", to również wobec tych osób zostaną wyciągnięte konsekwencje. Pytany czy oczekuje, że prokuratura rozpocznie śledztwo w tej sprawie, premier odpowiedział: "Myślę, że będzie przeprowadzone postępowanie i to postępowanie doprowadzi do podjęcia decyzji czy śledztwo jest konieczne w tej sprawie". "Nie mam wystarczającej wiedzy w tej sprawie. Ja oczekuję dogłębnego, do kości wyjaśnienia tej sprawy i wypalenia żelazem tego typu zachowań, zarówno z Inowrocławia, jak również z różnych pokojów, w których się ten proceder odbywał. To jest absolutnie niedopuszczalne" - podkreśli "Prezes PiS byłby lepszym premierem" Szef rządu został zapytany m.in., czy będzie premierem po wyborach. "Najpierw trzeba te wybory wygrać" - powiedział. "Ale jeżeli Prawo i Sprawiedliwość wygra i będzie miało większość parlamentarną, co mam nadzieję nastąpi (...), to wtedy kierownictwo polityczne podejmie odpowiednie decyzje w swoim czasie" - dodał. Dopytywany, czy to znaczy, że dziś nie ma jeszcze kandydata, powiedział: "Dziś nie ma decyzji, co będzie po wyborach". "Tak jak to się odbywa we wszystkich krajach na całym świecie, we wszystkich partiach" - podkreślił. Pytany, czy lepszym szefem rządu byłby on, czy prezes PiS Jarosław Kaczyński, powiedział: "Myślę, że pan prezes Jarosław Kaczyński byłby znakomitym i najlepszym premierem". I dodał: "Jestem przekonany, że pan prezes byłby lepszym premierem". Kto będzie twarzą kampanii? Na początku rozmowy Morawiecki został też zapytany, kto będzie bardziej twarzą PiS w kampanii, on czy prezes Jarosław Kaczyński. "PiS pracuje bardzo mocno kolektywnie, jesteśmy w trasie cały czas, to jest wielki wysiłek bardzo wielu ludzi" - odpowiedział Morawiecki. "Przede wszystkim liczy się jeden podstawowy sondaż 13 października i my polegamy przede wszystkim na wyborcach, a to co jest w sondażach, to oczywiście mamy wobec nich pewną rewerencję, ale to nie wszystko" - dodał dopytywany o spadek notowań PiS, wykazywany w niektórych sondażach. "Kolejki skracają się o miesiące" Zapytany o kolejki do lekarzy oraz zmiany w służbie zdrowia premier Morawiecki podkreślił, że "kolejki w wielu obszarach bardzo ważnych dla ludzi, takich jak endoprotezy czy (leczenie - PAP) zaćmy skracają się i to o miesiące". W kontekście zmian zachodzących w służbie zdrowia zwrócił z kolei uwagę, że rząd "wykupił nadwykonania z ośmiu lat, zakupił bardzo dużo dodatkowego sprzętu, praktycznie za około dwa miliardy złotych i zwiększył wydatki (na służbę zdrowia - PAP) do poziomu 6 procent". "To epokowa zmiana dla służby zdrowia" - ocenił premier. Zdaniem Morawieckiego, rząd "powoli stara się zmieniać rzeczywistość we właściwym kierunku". Wśród tych zmian premier wymienił m.in. program wymiany karetek oraz skracanie się kolejek do lekarzy. "Mamy też bez limitu dostęp do rezonansów i do badań, z których potem dopiero wynikają zlecenia specjalistyczne" - zauważył. "Wiele robimy, żeby ten wielki tankowiec pod banderą 'służby zdrowia' zszedł na bardziej właściwy kurs" - powiedział Morawiecki. Jednocześnie zauważył, że "wiele jest jeszcze do poprawy". Premier wskazał również, że "kolejki do specjalistów będą mogły być skrócone nie tylko kiedy zagwarantujemy odpowiednią pulę pieniędzy, bo ona w tym historycznym budżecie zrównoważonym znajduje się zgodnie z trajektorią dojścia do 6 procent, ale również wtedy, kiedy będą ci specjaliści". "Przez poprzednie 15-20 lat wyjechało z Polski 25-30 tysięcy lekarzy, w związku z czym pierwszą decyzję jaką podjął były minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, a obecny minister Łukasz Szumowski ją kontynuuje, jest kształcenie większej liczby lekarzy" - przekonywał premier. Dodał, że "dzisiaj kształcimy o ponad 50 proc. więcej lekarzy, tylko że ten proces kształcenia (...) trwa około 10 lat". Projekt ustawy o jawności majątku rodzin polityków Szef rządu pytany o zapowiadaną przez PiS ustawę powiedział, że "jest gotowa, jest ona w uzgodnieniach i w każdej chwili może być przedstawiona". Według Morawieckiego projekt, w którym zaproponowano, aby jawne były także majątki rodzin posłów i senatorów, zostanie przedstawiony jeszcze w bieżącej kadencji Sejmu. Przygotowanie ustawy, na podstawie której ujawnione byłyby majątki - i ich źródła - współmałżonków polityków, osób pozostających we wspólnym pożyciu oraz ich dorosłych dzieci, zapowiedział pod koniec maja prezes PiS Jarosław Kaczyński. Sprawa jawności majątków małżonków polityków pojawiła się, gdy "Gazeta Wyborcza" napisała, że Mateusz Morawiecki wraz z żoną w 2002 r. kupili 15 ha gruntów za 700 tys. zł od Kościoła we Wrocławiu, podczas gdy nieruchomość miała już w 1999 r. być warta była prawie 4 mln zł, a obecnie ok. 70 mln zł. Morawiecki podkreślił we wtorek w TVN, że "GW" sprostowała wysokość kwoty, jaka miałaby obecnie odpowiadać wartości działki. Według przedstawionej w sprostowaniu wyceny obecna wartość nieruchomości to ok. 14,3 mln zł.