Zarobki w NBP Premier Morawiecki pytany w TVN24, czy zdziwiły go i zszokowały zarobki w NBP odpowiedział: "niekoniecznie". "Podobne zarobki występowały w czasach pana prezesa Marka Belki. Szkoda, że wtedy różne ośrodki medialne nie interesowały się tą sprawą" - zauważył szef rządu. "Wysokość tych zarobków trzeba porównywać do rynku" - dodał. Premier powiedział również, że w BZ WBK (obecnie Santander), którego był prezesem, pracownicy zarabiają na podobnym poziomie jak w NBP. "Jeżeli by była duża różnica, to ciężko byłoby do NBP rekrutować różnego rodzaju specjalistów. Więc tutaj pan prezes Glapiński odziedziczył tę siatkę płac, z grubsza rzecz ujmując, po swoim poprzedniku i zarządza tą instytucją" - zaznaczył. Morawiecki podkreślił również, że NBP jest instytucją niezależną od polskiego rządu. Narodowy Bank Polski opublikował na stronach internetowych przeciętne wynagrodzenia brutto kadry kierowniczej w 2018 r. Z informacji wynika, że najwyższe przeciętne wynagrodzenie miesięczne brutto otrzymywał dyrektor departamentu komunikacji i promocji Martyny Wojciechowskiej - 49 tys. 563 zł; najmniej doradca prezesa - 6720 zł. Publikacja wynagrodzeń w banku centralnym jest wynikiem realizacji postanowienia noweli ustawy dot. jawności wynagrodzeń w banku centralnym. Premier spotka się z nauczycielami? "Bardzo bym sobie życzył, aby ten protest nie miał miejsca i cały czas liczę na to" - powiedział premier w odniesieniu do zapowiadanego protestu nauczycieli. Jak zaznaczył, badania wskazują, iż większość rodziców "stwierdziła, że podczas egzaminów nie jest to dobry pomysł, aby był taki protest". "Życzyłbym sobie, aby się dogadać" - mówił Morawiecki. Pytany, czy w takim razie jest gotów spotkać się z nauczycielami, premier powiedział: "Myślę że takie spotkanie jest jak najbardziej możliwe. Spotykam się ze związkami zawodowymi, chodzę na Radę Dialogu Społecznego, są tam przedstawiciele także stanu nauczycielskiego". Premier zapewnił jednocześnie, że "nauczyciele będą na pewno coraz lepiej wynagradzani", ale - jak dodał - "na wszystko potrzeba czasu". "Chciałbym, aby najbliższe 6-12 miesięcy były znaczone kolejnymi podwyżkami" - zapowiedział. "Chciałbym, aby już w przyszłym roku wynagrodzenie nauczyciela dyplomowanego łącznie brutto było 6 tysięcy złotych" - dodał Mateusz Morawiecki. "Mamy sporo potencjalnych ministrów" "Po wyborach europejskich szykują się zapewne zmiany w rządzie, bo według wszelkiego prawdopodobieństwa kilku moich koleżanek i kolegów znajdzie się w Brukseli; mamy spory wybór potencjalnych ministrów" - zapewnił premier Mateusz Morawiecki. Pod koniec lutego Komitet Polityczny PiS podjął decyzje dotyczące "jedynek" i "dwójek" na listach w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Wśród przedstawionych kandydatów znalazło się kilku ministrów oraz wiceministrów rządu, m.in. szef MSWiA Joachim Brudziński, wicepremier Beata Szydło, minister edukacji Anna Zalewska, wiceminister kultury Jarosław Sellin, a także rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska, wiceminister inwestycji i rozwoju Andżelika Możdżanowska, czy wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski. "Mamy taki dream team, znakomitą drużynę, która tam będzie walczyć o nasze interesy" - dodał Morawiecki. Premier dopytywany czy myśli już, kto zastąpi ministrów, którzy zostaną wybrani w wyborach do PE odparł: "Myślę o nich oczywiście (...). Mamy tak długą ławkę znakomitych naszych potencjalnych ministrów, że jest naprawdę tutaj spory wybór". Wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się w Polsce 26 maja. Polacy będą wybierać 52 europosłów. W całej Unii wybory odbędą się w dniach 23-26 maja; Europejczycy wybiorą w sumie 705 europosłów. Zamieszanie wokół Andruszkiewicza Premier był także pytany w "Faktach po Faktach" w TVN24, czy nie ma problemu z tym, że w jego rządzie jest wiceminister cyfryzacji, który jest bohaterem śledztwa ws. fałszowania podpisów na listach wyborczych Ruchu Narodowego. "Wszystkie tego typu sprawy powinny, i takie jest moje życzenie, jak najszybciej zostać wyjaśnione do najmniejszego szczegółu. Mam nadzieję, że ta sprawa też bardzo szybko zostanie wyklarowana" - odpowiedział. Zaznaczył, że "podejrzenia można rzucić bezpodstawne bardzo prosto, na każdego, można oczernić kogoś". Dodał, że "zwykle się to robi zresztą po to, żeby jakieś błoto zostało na garniturze". "I w tym przypadku mam nadzieję, że pan minister zostanie bardzo szybko oczyszczony z jakichkolwiek podejrzeń" - podkreślił premier. Dopytywany, czy samo śledztwo nie jest powodem do dymisji Andruszkiewicza, odpowiedział: "samo śledztwo, samo postępowanie nie jest powodem, ponieważ chcemy wiedzieć, czy ktoś jest winny, czy może raczej jest nie tylko niewinny, ale jeszcze właśnie pada ofiarą niesłusznie rzucanych podejrzeń po to, żeby kogoś bardzo mocno, że tak powiem zniszczyć". "Takie są niestety metody" - podkreślił. Szef rządu podkreślił, że wierzy w niewinność Andruszkiewicza. Premier pytany, czy wiedział o tej sprawie, w momencie powoływania Andruszkiewicza na stanowisko wiceministra cyfryzacji przyznał, że "o tego typu sprawach nie wiedział". "Nie dziwi mnie brak śledztwa w sprawie związanej ze spółką Srebrna" W TVN24 Morawiecki pytany, czy nie dziwi go, że ponad miesiąc po ujawnieniu nagrań z rozmowy prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z Birgfellnerem prokuratura wciąż nie wszczęła śledztwa, odparł: "Akurat to mnie nie dziwi. Przede wszystkim oburza mnie to, że przez 30 lat można było, wykorzystując różne kruczki i niechęć polityczną, doprowadzić do tego, żeby inwestycja się nie odbyła, dlatego, że mogłaby doprowadzić do wzmocnienia think tanku, instytucji, fundacji, która pielęgnowałaby wartości narodowe, tożsamościowe, kulturę polską". "Wszyscy się teraz dziwią, chyba to jest takie zdumienie różnych ośrodków, które są nam przeciwne, jak bardzo uczciwy jest prezes Jarosław Kaczyński i jak trudno się do czegokolwiek doczepić" - powiedział szef rządu pytany, czy nie chciałby, by prokuratura zbadała uczciwość procesów dochodzenia do decyzji w sprawie budowy. Jak dodał decyzja prokuratury nie zależy od niego ani od Kaczyńskiego. Premier zaznaczył, że opublikowana przez "Gazetę Wyborczą" faktura wystawiona przez powołaną przez Srebrną spółkę Nuneaton, kierowaną przez Birgfellnera, "nie została we właściwy sposób zarejestrowana, więc popełniono przestępstwo, nie został opłacony od niej VAT". "Jest sporo nieprawidłowości w tym, co robił ten pan austriacki biznesmen" - dodał premier. Pytany jako były prezes zagranicznego banku, czy udzieliłby kredytu 1,3 mld zł spółce, której dochód w 2017 r. wyniósł 1,7 mln zł, zapewnił, że "przy odpowiednich zabezpieczeniach", pod umowy z potencjalnymi najemcami "oczywiście udziela się tego typu kredytów, jak najbardziej". Pod koniec stycznia "Gazeta Wyborcza" opublikowała zapisy rozmów w min. Kaczyńskiego i Birgfellnera o planach budowy w Warszawie dwóch 190-metrowych wieżowców przez powiązaną ze środowiskiem PiS spółkę Srebrna. Budowa miała być sfinansowana z kredytu udzielonego przez Pekao SA w wysokości do 300 mln euro (1,3 mld zł). W biurowcu miałyby się mieścić m.in. apartamenty, hotel i siedziba fundacji Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego. Pełnomocnicy Birgfellnera złożył pod koniec stycznia w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przez prezesa PiS przestępstwa w związku z niezapłaceniem za zlecone przygotowania do inwestycji. W ubiegłym tygodniu Austriak składał kolejne zeznania. Prokuratura ma kontynuować przesłuchanie Birgfellnera; jego pełnomocnicy oczekują wszczęcia śledztwa, wskazując, że powinno to było nastąpić w ciągu miesiąca od zawiadomienia. "Piątka Kaczyńskiego" "Takie posunięcie jak, na przykład 500 plus na pierwsze dziecko czy Emerytura plus to dobre pomysły odpowiadające wszystkim klasycznym teoriom makroekonomiczny" - podkreślił Morawiecki. Morawiecki został zapytany w kontekście "piątki Kaczyńskiego" czy takie wydawanie pieniędzy, kiedy na horyzoncie widać spowolnienie gospodarcze jest dobry pomysłem. "To jest akurat bardzo dobry pomysł. To jest pomysł, który odpowiada wszystkim klasycznym teoriom makroekonomicznym. Od czasów Keynesa wiemy, że kiedy następuje spowolnienie gospodarcze to trzeba albo wykonać impuls fiskalny, albo monetarny, czasami też jakieś działania regulacyjne" - odpowiedział Morawiecki. "Widzę, że zbliża się oczywiście spowolnienie gospodarcze, ale muszę też powiedzieć, że obserwuję ciekawe zjawisko: jesteśmy trochę mniej zależni od koniunktury w Niemczech, w strefie euro (...) mniej zależni od wielkich gospodarek zachodnioeuropejskich" - powiedział Morawiecki. Według niego świadczy to "o dojrzewaniu polskiej gospodarki" i odniesionych sukcesach w zakresie "nowych kierunków eksportowych" jak i wewnętrznych źródeł wzrostu gospodarki. Morawiecki wskazał, że poprzez uszczelnienie podatku rząd ma środki między innymi na tzw. "nową piątkę PiS". "To jest trochę tak, jakby z nieba spadło nagle kilkadziesiąt mld złotych. Na tym polegało nasze uszczelnienie" - podkreślił szef rządu. "Teraz zawieszając wysoko poprzeczkę, jednocześnie mamy świadomość, że musimy te oszczędności (...) przeprowadzić, ale także dalsze ambitne programy uszczelniające, zwłaszcza CIT, podatek VAT dalej. To są takie miejsca, gdzie ja widzę jeszcze spory potencjał" - powiedział Morawiecki. Przyznał, że deficyt budżetowy "trochę może wzrosnąć" w porównaniu do zeszłego roku. "To jest jasna sprawa" - stwierdził premier. Dodał, że wyobraża sobie bez deficytu budżetowego. "W zeszłym roku otarliśmy się o taką sytuację, bo pół punktu proc. deficytu to jest rekord w III RP, nasi poprzednicy, Platforma (Obywatelska), mieli deficyt na poziomie 8 proc. (...). Dzisiaj rzeczywiście może nastąpić przyrost tego deficytu w porównaniu do zeszłego roku i nawet nastąpi zapewne, bo to jest duży impuls fiskalny, duże wydatki, które ponosimy, ale jestem przekonany, że one są bardzo wartościowe i społecznie, i gospodarczo" - powiedział premier.