Jak poinformował na Twitterze rzecznik rządu Paweł Graś, Donald Tusk będzie się z raportem zapoznawać do końca tego tygodnia. W poniedziałek rano premier na konferencji prasowej w Gdańsku powtórzył, że gdy tylko otrzyma raport z prac komisji kierowanej przez Jerzego Millera, przedstawi go opinii publicznej. - Nie będziecie mnie państwo musieli torturować pytaniami, jak tylko będę miał raport na stole, oczywiście poinformuję o tym polską opinię publiczną, nie będę zwlekał nawet godziny - powiedział. Według Centrum Informacyjnego Rządu premier nie będzie wnosił do raportu żadnych poprawek. Jednocześnie Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, którą kieruje szef MSWiA Jerzy Miller, przekazała raport do tłumaczenia, na języki: angielski i rosyjski. Niezwłocznie po zakończeniu tłumaczenia, raport zostanie upubliczniony. Raport polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej liczy ponad 300 stron. Jerzy Miller przekazał go premierowi osobiście w poniedziałek w godzinach popołudniowych - powiedziała rzeczniczka MSWiA Małgorzata Woźniak. Dodała, że wcześniej wyłoniono firmę, która przetłumaczy dokument na angielski i rosyjski. - Ze względu na jego objętość trudno powiedzieć, jak długo to potrwa. Raport zostanie jednak upubliczniony niezwłocznie po przetłumaczeniu - dodała. Płk Edmund Klich, b. przedstawiciel Polski akredytowany przy rosyjskim Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym, ocenił, że przy tylu problemach organizacyjnych dwóch państw, komisja zakończyła prace dość szybko. - Tym bardziej, że raport ministra spraw wewnętrznych i administracji Jerzego Millera będzie sięgał głębiej do problemów naszego lotnictwa wojskowego, niż to robił raport MAK. Chodzi szczególnie o szkolenia w 36. specpułku, ale też w ogóle na samolotach transportowych. Raport MAK-u koncentrował się na działaniu załogi i bezpośrednich przyczynach katastrofy - powiedział Klich. Polska komisja została powołana 15 kwietnia 2010 r. przez MON. Miała badać okoliczności tragedii równolegle do rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), działającego na podstawie konwencji chicagowskiej. W jej skład weszło 34 ekspertów z różnych dziedzin, w tym m.in. piloci cywilni i wojskowi, a także np. prawnicy specjalizujący się w prawie lotniczym i meteorolodzy. Do 28 kwietnia zeszłego roku jej pracami kierował szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich, ponieważ jednak został przedstawicielem Polski akredytowanym przy MAK, na polecenie premiera Donalda Tuska, funkcję tę objął Miller. Zadaniem komisji było nie tylko zbadanie okoliczności katastrofy, ale też przygotowanie zaleceń i wniosków na przyszłość, które zapobiegłyby podobnym katastrofom. Początkowo planowano, że raport końcowy powstanie do końca 2010 r. Termin był przesuwany. Przewodniczący komisji Jerzy Miller mówił wielokrotnie, że z prac ekspertów wynika, iż obie strony - polska i rosyjska - były nieprzygotowane do lotu Tu-154M 10 kwietnia 2010 r., a błędy popełnili zarówno polscy piloci, jak i rosyjscy kontrolerzy. Informował też, że raport będzie dla polskiej strony bardziej surowy i bolesny, bo dotknie takich kwestii jak "ludzkie zaniechania i niefrasobliwość". Członkowie komisji zaznaczali z kolei, że choć większość błędów, które doprowadziły do katastrofy, leżała prawdopodobnie po stronie Polski, to dopuścili się ich także Rosjanie. Chodzi m.in. o sposób sprowadzania samolotu przez kontrolerów w Smoleńsku, stan lotniska i presję przełożonych, pod którą - zdaniem polskich ekspertów - były osoby pracujące tego dnia na wieży kontrolnej. 10 kwietnia 2010 roku w katastrofie Tu-154M zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka Maria. Polska delegacja leciała do Katynia na uroczystości upamiętniające 70. rocznicę mordu NKWD na polskich oficerach.