- Dzień był przełomowy i niedobrze się stało, że debata w Sejmie sięgnęła właściwie dna i to w ważnej sprawie, bo przecież w związku z reformą emerytalną, która dotyczy nas wszystkich - powiedział w niedzielę polskim mediom Graś, towarzyszący premierowi Donaldowi Tuskowi w czasie jego wizyty w Kanadzie. Zapytany, kto ponosi za to odpowiedzialność, rzecznik nie winił opozycji. - Trudno tu szukać odpowiedzialnych. Od pewnego czasu klimat polityczny w Polsce się zaostrza. Ja bym tu nie szukał winnych, tylko próbował przywrócić poziom i merytoryczność debaty - powiedział. Znalazł natomiast krytyczne słowa pod adresem działaczy związków zawodowych, którzy demonstrowali tego dnia przed Sejmem. - Myślę, że przed Sejmem granice protestu w niektórych momentach zostały przekroczone. Ja rozumiem prawo do demonstracji, ale te czynne napaści na posłów to był jeden most za daleko. Zwykle pan przewodniczący Duda starał się, by formy protestu przybierane przez Solidarność pewnych granic nie przekraczały. Mam nadzieję, że wyciągnie wnioski z tej lekcji. Najważniejsze jednak, że wszystko skończyło się dobrze i pokojowo - oświadczył. Premier Tusk także krytycznie ocenił piątkowe demonstracje w rozmowie z telewizją TVN. - Moim zdaniem dochodzimy do niebezpiecznej granicy, głównie dlatego, że jeśli ktoś w Polsce uwierzy, że poprzez presję fizyczną będzie wpływał na kształtowanie prawa, jeśli będzie chciał z tego zrobić metodę, to może być niebezpieczne. Trzeba mieć dużo odporności, ale nie wiem czy wszystkim jej starczy, żeby z czystym sumieniem stanowić prawa i nie ulegać presji. Rozumiem związkowców, oni mają prawo demonstrować i manifestować, ale źle by było, gdyby ktoś uwierzył, że poprzez taką fizyczną presję będzie wpływał na stanowienie prawa - oświadczył premier. Paweł Graś, zapytany o incydent z posłem Stefanem Niesiołowskim i dziennikarką Ewą Stankiewicz, autorką filmu "Solidarni 2010", skrytykował posła PO. - To był dzień, kiedy wszystkich poniosły nerwy. Do tego wydarzenia poseł Niesiołowski musi się odnieść sam, bo kogokolwiek by to dotyczyło, takie sytuacje nie powinny się zdarzać. Ne powinno się przekraczać pewnych barier, zwłaszcza jeśli pełni się funkcję publiczną. Moim zdaniem te słowa były zupełnie niepotrzebne. Trochę rozumiem zdenerwowanie posła, który był rzeczywiście tropiony przez te kamery przez dłuższy czas, ale takie słowa pod adresem dziennikarki, obojętne z jakiej stacji telewizyjnej, po prostu nie powinny mieć miejsca - powiedział rzecznik.