i sekretarza stanu kardynała Tarcisio Betrone do pozostawienia tytułu prymasa w Warszawie. Gazeta napisała także, że miał wpływać na wybór nowego metropolity warszawskiego. mówi, że rozmawiał w Watykanie m.in. o tym, gdzie ma się znajdować stolica prymasa: w Gnieźnie, czy w Warszawie. - Ale nie zrobiłem tego z własnej inicjatywy, tylko poproszony przez grupę biskupów, i to z różnych - jak sugerują media - stron w Kościele. Powiedziano mi, że mogę na ten temat rozmawiać - wyjaśnia. - Nie mówiłem natomiast na temat nowego metropolity warszawskiego. Ani podczas spotkania z papieżem, ani z sekretarzem stanu, ani później w zupełnie nieoficjalnej rozmowie przy stole, gdzie byli m.in. kardynał Sodano, kardynał Grocholewski ani jednym słowem, pytaniem czy sugestią nie podniosłem tej kwestii - dodaje. - Czy w innym terminie w jakikolwiek sposób podejmował pan jakieś działania, wyrażał opinie, które miałyby wpłynąć na wybór nowego arcybiskupa warszawskiego? - pyta dziennikarz "Rz". - Nie wyrażałem opinii, nie podejmowałem działań. Ta sprawa nie była w ogóle przedmiotem jakiegokolwiek działania ze strony rządu czy mojej. Nie ukrywam, że to mnie interesuje, ale w ogóle nic w tej sprawie nie robiłem. Byłoby to naruszenie konkordatu. Nie mam też swojego kandydata na arcybiskupa warszawskiego - odpowiada J.Kaczyński. Według premiera poruszając ten temat nie ingerował w wewnętrzne sprawy Kościoła, bo - jego zdaniem - ta sprawa przekracza kwestie czysto kościelne. - Tytuł prymasa jest elementem polskiej tradycji i z punktu widzenia państwa nie jest bez znaczenia, gdzie znajduje się stolica prymasów. Ten tytuł, z uwagi na ogromną rolę prymasów w PRL, silnie integruje Kościół. W moim przeświadczeniu Kościół powinien być silny, a temu służy instytucja prymasa - uważa. Jarosław Kaczyński nie chciał w rozmowie z "Rzeczpospolitą" ujawnić, jak została przyjęta jego argumentacja. - Nie będzie jednak nadużyciem, gdy powiem, że bez oburzenia - dodał premier.