Premier pytany w Kościanie, czy będzie odradzał prezydentowi wyjazd na szczyt, odpowiedział: "Raz odradzałem i widzieliście z jakim skutkiem. Jestem naprawdę ostatnią osobą w Polsce, która by chciała powtórki z rozrywki. Mnie tam do śmiechu nie było, powiem szczerze. Zdaje się, że mimo woli dostarczyliśmy z prezydentem tej niechcianej przez nas obu rozrywki". W grudniu odbędzie się kolejny unijny szczyt, na którym ma nastąpić ostateczne porozumienie w sprawie pakietu klimatyczno- energetycznego. W październiku doszło do ostrego sporu o skład polskiej delegacji na szczyt UE. Ostatecznie na październikowym posiedzeniu Rady Europejskiej był i prezydent i premier. L. Kaczyński wyraził wówczas nadzieję, że będzie w szczytach uczestniczył wspólnie z szefem rządu. Na początku listopada w nieformalnym szczycie w sprawie kryzysu finansowego uczestniczył sam prezydent. Rząd przyjął wówczas instrukcje, które L. Kaczyńskiemu przekazał minister finansów Jacek Rostowski. Premier podkreślił w piątek, że jego "konstytucyjnym obowiązkiem, a nie zachcianką" jest reprezentować polski rząd na szczytach UE. Zaznaczył jednocześnie, że ponieważ na grudniowym szczycie będzie rozstrzygany pakiet klimatyczno-energetyczny i plan na kryzys finansowy, co zbiegnie się z końcem prezydencji francuskiej, to - jak mówił - chciałby "w zgodzie i harmonii z prezydentem uczestniczyć w tym przedsięwzięciu, jeśli on postanawia dalej (...) wyjeżdżać na szczyty europejskie". Premier przypomniał, że skierował wniosek do TK o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego między nim a prezydentem. Donald Tusk chce, żeby Trybunał rozstrzygnął, czy prezydent może samodzielnie decydować o udziale w posiedzeniach Rady Europejskiej, czy też ostateczna decyzja w tej sprawie należy do szefa rządu. Tusk zapewnił, że cała sprawa nie jest kwestią jego ambicji. - Nie jestem też jakimś szczególnym pasjonatem wyjazdów i proszę mi wierzyć - praca na szczytach UE nie należy do jakichś szczególnych przyjemności. Tam to jest ciężka i odpowiedzialna harówa - podkreślił. Premier argumentował, że nikt go nie zwolni z odpowiedzialności za to, co dzieje się na szczytach. - Pytałem nawet na wszelki wypadek konstytucjonalistów, czy coś złego by się stało, gdybyśmy ustalili, że (na szczyty - red.) jeździ tylko prezydent, żeby już nie było tych konfliktów. Ale to nie jest możliwe, bo większość decyzji - choćby pakiet klimatyczny - to są decyzje rządu - mówił Tusk. Jak podkreślił, prezydent "nawet gdyby chciał, nie może (na szczytach UE) podjąć żadnej decyzji". - Jest tam - nawet jeśli mówi - de facto niemym świadkiem zdarzeń, ponieważ nie może podejmować decyzji, bo musi je podejmować polski rząd. Nic na to nie poradzę. Wolałbym, żeby prezydent to jakoś zrozumiał i był bardziej gotowy do współpracy, a nie do pokazywania, czyje na wierzchu. Ale jeśli ma być tak jak do tej pory, to oczywiście zrobię wszystko, żeby prezydent bez szkody i bez kłopotów dojechał gdzie trzeba, żeby były krzesła i wszystko po bożemu - zapewnił. Dopytywany, czy poleci do Brukseli z prezydentem jednym samolotem, premier zapewnił, że nie ma nic przeciwko temu.