Szef rządu był w elektrowni "Kozienice"; odwiedził też miejscowości dotknięte powodzią na terenie powiatu kozienickiego: Kłoda i Łoje. W powiecie kozienickim sytuacja jest na razie stabilna. Do ewakuacji na wypadek powodzi szykowanych było 11 tys. osób. Ewakuowano jednak tylko cztery rodziny z gospodarstw na terenie gminy Gniewoszów. Strażacy i okoliczni mieszkańcy pracują przy patrolowaniu i monitorowaniu wałów (o długości 90 km) na terenie pow. kozienickiego. Tusk zapewnił, że rząd ma pół miliarda złotych do uruchomienia natychmiast - na doraźną pomoc dla powodzian. Jak dodał, wie, że te pół miliarda złotych nie jest wystarczające na pomoc dla ofiar powodzi. Ale - jak zapewnił - rząd znajdzie pieniądze na pomoc finansową i ewentualnie będzie ciął inne wydatki. Premier stwierdził, że poziom wody na Wiśle jest rekordowy, ale nie zagraża elektrowni "Kozienice". Jego zdaniem, elektrownia "Kozienice" jest dobrze przygotowana do ewentualnej powodzi. Tusk zapewnił też, że w związku z powodzią Polska może liczyć na pomoc finansową z UE. Jak mówił, jeśli straty powodziowe będą do 3 mld euro, to nasz kraj może liczyć na 100 mln euro pomocy. Podczas spotkania z mieszkańcami zalanych miejscowości szef rządu obiecał pomoc osobom poszkodowanym. Wzorem sytuacji w czasie poprzedniej powodzi, na początek wypłacane będą doraźne zasiłki, a każdy poszkodowany otrzyma do 6 tys. zł. Aby pomoc została przydzielona, potrzebna jest rekomendacja wójta, a decyzję w tej sprawie podpisuje wojewoda. Pierwsze wnioski zostały już przygotowane i najszybciej pomoc trafi do poszkodowanych ze Śląska. - To nie jest dużo pieniędzy dla ludzi, ale będzie to na pewno gigantyczne obciążenie dla państwa. Wystarczy przemnożyć te być może 50 tysięcy (poszkodowanych), razy być może 6 tys. (pomocy finansowej) i mamy 300 milionów na tę pierwszą kilkudniową pomoc - zaznaczył. Tusk powtórzył, że osoby poszkodowane, które się nie ubezpieczyły, nie zostaną zupełnie bez pomocy. - Ale też nie może być tak, że ktoś, kto się ubezpiecza, ma gorzej, niż ten, kto się nie ubezpiecza - zastrzegł. Premier powiedział też, że na chwilę obecną nie ma dużych strat, jeśli chodzi o zwierzęta hodowlane. - Z reguły ludzie pozwalają ewakuować zwierzęta, a sami chcą zostać w domach - stwierdził. - We wszystkich miejscach, w których byłem, w większości przypadków kłopoty zaczynają się wtedy, gdy mieszkańcy z różnych powodów nie przyjmują do wiadomości, że istnieje zagrożenie i potrzeba ewakuacji - ocenił premier. Dodał, że w Sandomierzu - gdzie był w środę - miał do czynienia "z typową, przykrą sytuacją". - Z jednej strony miałem mieszkankę Sandomierza, która zrozpaczona, miała pretensje do władz lokalnych, że nie została ostrzeżona. Z drugiej strony stali ludzie, którzy przysięgali, że pukali do każdego mieszkania i między innymi u tej pani byli dwa razy w nocy - powiedział szef rządu. Jak mówił, w wielu przypadkach "podstawione autobusy przyjeżdżały i wracały puste". - A potem przychodzi moment, kiedy już jest woda i każdy oczekuje natychmiastowej pomocy, ale jak już jest woda, to każdy nie będzie miał amfibii do dyspozycji - dodał premier. Zaapelował do powodzian, aby słuchali apeli straży, policji o ewakuację. - Ułatwicie sobie życie i ułatwicie pracę służbom - prosił szef rządu. Tusk ocenił, że "wysokość wody i skala zjawiska powoduje, że informacja (o ewakuacji) dochodzi często tuż przed zdarzeniem". - Szczególnie na południu, gdzie woda schodzi z gór, niektóre ze zdarzeń miały tak szybki charakter, że ostrzeżenie przychodziło na godzinę czy dwie przed przyjściem wody - zaznaczył. Premier zapewnił, że ma pełne zaufanie do działania straży pożarnej. - Wszędzie, gdzie byłem widzę wielkie oddanie, ludzie pracują do utraty sił i naprawdę robią wszystko, żeby pomóc - podkreślił. Premier zapowiedział jednocześnie, że sytuacja powodziowa będzie głównym tematem czwartkowego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego o godz. 16.00. Z kolei na godz. 18.00 zaplanowano spotkanie Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego.