Konflikt wybuchł po nieoczekiwanym oświadczeniu ministra spraw zagranicznych. Radosław Sikorski ujawnił, że wczoraj na spotkaniu szefów dyplomacji Unii Europejskiej dowiedział się o dokumencie w sprawie negocjacji Wspólnoty z Rosją. Dokumencie, przedstawiającym polskie stanowisko w negocjacjach, a podpisanym przez prezydentów Polski i Litwy bez wiedzy rządu. Minister spraw zagranicznych Litwy położył na stół oświadczenie wspólne prezydentów Polski i Litwy o tym, aby Unia Europejska tych negocjacji nie wznawiała - wyjaśnił minister Sikorski. Spór jest o tyle niebezpieczny, że rozgrywa się na trzy dni przed ważnym szczytem Unii Europejskiej na temat kryzysu finansowego. Polskę ma reprezentować na nim prezydent, wyposażony w instrukcje rządowe. Jaką gwarancję ma w tej sytuacji Donald Tusk, że głowa państwa będzie się trzymać wytycznych rządu? Żadnej, a co więcej, zdaje się również nie wierzyć w zapewnienia szefa prezydenckiej kancelarii, że Lech Kaczyński nie zrobi niczego, co wykraczałoby poza instrukcje ministrów Tuska. Premier apeluje więc do prezydenta o "elementarną odpowiedzialność" w prezentowaniu polskiego stanowiska w Brukseli. W rzeczywistości rząd jest jednak bezsilny wobec zagranicznej ekspansji Lecha Kaczyńskiego. Jedyne, co może zrobić, to przygotować głowie państwa instrukcje trudne do zaakceptowania. Prezydent będzie więc zmuszony apelować w Brukseli o jak najszybsze wprowadzenie w Polsce europejskiej waluty i rychłą ratyfikację traktatu z Lizbony, którego sam dotąd nie ratyfikował. Argumentacja rządu jest jednak prosta i - jak zapewnia Donald Tusk - nie ma w niej cienia złośliwości. Ratyfikacja traktatu z Lizbony oznacza przecież silniejszą i bardziej zintegrowaną Europę, a to z kolei... skuteczniejszą walkę z kryzysem ekonomicznym. Premier zapewnia równocześnie, że rządowe instrukcje dla prezydenta będą możliwie najbardziej szczegółowe, a przed wylotem przekaże je głowie państwa minister finansów Jacek Rostowski.