Zapytana w niedzielę o akcję PiS premier Kopacz odpowiedziała, że chciałaby, aby kampania była merytoryczna. "Żebym wreszcie usłyszała program i coś konkretnego co miałaby do powiedzenia pani Beata Szydło" - dodała Kopacz na konferencji prasowej w Gorzowie Wielkopolskim. Stwierdziła przy tym, że trochę nie dziwi się Szydło. "Jak widać w wielu partiach trudno przebić się kobietom, niepewność tego, czy rzeczywiście będzie premierem, to wieczne powtarzanie: +ja, przyszły premier, moi ministrowie, w moim rządzie" świadczy o tym, jak bardzo jest niepewna tego, czy pan prezes Kaczyński dotrzyma słowa i czy rzeczywiście (Szydło) stanie na czele przyszłego rządu jeśli PiS przyszedłby do władzy. Więc sądzę, że (Szydło) szuka sobie alternatywnego zajęcia w tej chwili" - powiedziała premier. Dodała, że "dyskusja na temat podsłuchów i całej afery podsłuchowej, tak to PiS nazywał, krążyła wokół tych, którzy zostali podsłuchani, a nie wokół tych, którzy podsłuchiwali nielegalnie". Jeśli Szydło "przypomina tamte czasy" - mówiła Kopacz - to ona też by miała kilka pytań. "Dlaczegóż tak to się dzieje, że święci są tylko w jednej partii, tylko w Prawie i Sprawiedliwości? Oni nigdy nie chodzili do restauracji, może po prostu nie mieli szczęścia, może tam, gdzie chodzili nikt nie zakładał podsłuchów, może ci, którzy próbują przypominać te afery nie mają nic więcej do powiedzenia" - mówiła szefowa rządu. Zaznaczyła, że nie przypomina sobie, aby jak dotąd, którejś z osób, które zostały nagrane, prokuratura postawiła zarzuty. "A w PiS kandyduje człowiek, w przypadku którego wyrok sądu mówi o bardzo konkretnym wyroku. Więc standardy w zależności od tego, gdzie jesteśmy i jak chcemy przyłożyć przeciwnikowi są bardzo różne" - powiedziała Kopacz. Jak dodała, "przestrzegałaby przed tego rodzaju kampanią i pokazywaniem świętych tylko w jednej partii, a tych, którzy są piętnowani w drugiej partii".