Premier w wywiadzie został zapytany o zapowiedziane podwyższenie płacy minimalnej. "Ludzie mniej zarabiający mogli się cieszyć, ale więcej zarabiający - nieco zaniepokoić. Koalicja Obywatelska mówi wręcz o wojnie PiS z przedsiębiorcami i lepiej zarabiającymi. Na ile to problem?" - pytał szefa rządu dziennikarz "Rz". "Tworzymy dla przedsiębiorców najlepsze możliwe warunki do rozwoju. Zwłaszcza dla polskich przedsiębiorców. Gdybyśmy walczyli z przedsiębiorcami, to czy obniżylibyśmy CIT dla małych spółek z 19 do 9 proc. czy teraz proponowali mikrofirmom obniżkę obciążeń ZUS-owskich o blisko 500 zł miesięcznie?" - mówił Morawiecki. "Narracja KO kompletnie się nie klei. Mamy w okresie rządów czterech lat PiS najwyższy przyrost średniego wynagrodzenia w porównaniu z poprzednimi kadencjami wszystkich poprzednich rządów. Nawet rząd Pawlaka, Oleksego, Cimoszewicza, czyli cztery lata, gdy wzrost PKB był nawet rzędu 7 proc., nie charakteryzował się takim wzrostem płac, również tych średnich i wyższych. Płaca minimalna, dopiero przez nas tak mocno już ruszona, skłoniła do myślenia kompleksowo o gospodarce. Generalnie całość wzrostu płac jest spójna z tempem podnoszenia płacy minimalnej" - podkreślił premier. Wyższe płace dla klasy średniej? Dopytywany, czy w wizji PiS ten wzrost przeniesie się na wszystkie płace, na klasę średnią, szef rządu odpowiedział, że jest przekonany, że tak właśnie będzie. "Jest to pewien proces, a można nawet powiedzieć mechanizm naczyń połączonych. Wzrost płacy minimalnej skłania przedsiębiorców do lepszego usprzętowienia każdego miejsca pracy, do podnoszenia kwalifikacji pracowników, a w konsekwencji do wyższej efektywności pracy. Przecież o to nam wszystkim chodzi. Nie bez powodu najwyżej rozwinięte dziś państwa Zachodu, Szwecja, Holandia, Niemcy, Dania, mają najwyższe płace minimalne, a jednocześnie jedne z najwyższych współczynników udziału płac w gospodarce" - podkreślił Morawiecki. Szef rządu był także pytany, czy zniesienie 30-krotności składek na ZUS to "roma locuta, causa finita". "Zapisaliśmy to w projekcie budżetu, ale ostateczna decyzja należy do Sejmu" - oświadczył premier. "Chcę też podkreślić, że ewentualne wpływy ze zniesienia 30-krotności są założone w budżecie na zasadzie bardzo konserwatywnej, tzn. nie wynikają z przemnożenia liczby płacących osób w sposób automatyczny. Zdajemy sobie sprawę, że część osób może zareagować innymi formami pracy - choć bardzo byśmy tego nie chcieli. Warto pamiętać, że zniesienie tego limitu dotyczyłoby grupy, która stanowi ułamek ogółu zatrudnionych, ok. 2,3 proc., ale nie jest tak, że nie wsłuchujemy się w sygnały, które do nas napływają. Dyskusje na ten temat cały czas się toczą. Jednak trzeba sobie zdawać sprawę, że jest to jeden z najbardziej regresywnych mechanizmów płacenia danin Europie" - oświadczył Morawiecki.