W środę Sąd Okręgowy w Warszawie po raz drugi zebrał się w procesie, jaki szef rządu wytoczył wydawcy tygodnika "Nie" za publikację, która w internecie ukazała się 29 marca. Napisano tam, że za pomocą specjalistycznego sprzętu szpiegowskiego dziennikarzom udało się podsłuchać rozmowy premiera z innymi VIP-ami na trybunie honorowej Stadionu Narodowego, podczas meczu piłkarskiego Polska-Ukraina. W tekście pojawiły się wypowiedzi przypisane m.in. Tuskowi, Lechowi Wałęsie, Jolancie Kwaśniewskiej i Grzegorzowi Schetynie. Padały nieparlamentarne zwroty.Wkrótce potem Urban oświadczył, że artykuł był żartem primaaprilisowym, a wszystkie wypowiedzi zostały zmyślone. Pozew przeciw wydawcy "Nie" 2 kwietnia został skierowany do sądu. Rzecznik rządu Paweł Graś zapewniał, że pozew premiera jest "prywatny", bo Tusk "złożył go jako osoba prywatna, a nie premier". Przypomniał też, że publikacja "Nie" pojawiła się w internecie w piątek 29 marca, a prima aprilis był w poniedziałek, 1 kwietnia. - Przez to wiele osób potraktowało tę publikację śmiertelnie poważnie, zaczęła ona funkcjonować w przestrzeni publicznej - mówił Graś. W pozwie skierowanym do sądu przez mec. Magdalenę Witkowską - radcę prawnego z Sopotu - Tusk żąda przeprosin w tygodniku Urbana i w innych mediach (także na portalach internetowych - nie tylko informacyjnych, ale i tych zwanych plotkarskimi) za podanie nieprawdziwych informacji, które "godzą w jego dobre imię i podważają zaufanie niezbędne do wykonywania funkcji premiera". "Wiadomo, że był to żart" O oddalenie powództwa wniósł adwokat Urbana Włodzimierz Sarna. - Powód czuje się urażony żartem - obojętne, czy żart był dobry, czy zły. O tym, że był to żart, jest wiadome od pierwszego możliwego momentu. Zostało to wyjaśnione nazajutrz po publikacji na blogu redaktora naczelnego. Nie rozumiem, czemu powód nazywany publicznie zdrajcą, oszustem, towarzyszem Tuskiem - gdy jest tak nazywany na poważnie, nie reaguje. Dlatego oczekuję, że wyjaśni, dlaczego zareagował tak gwałtownie na tę wypowiedź - wiedząc, że jest to informacja nieprawdziwa - mówił prawnik. Jak podkreślił, żartu nie da się oceniać w kategoriach prawda-fałsz, bo istotą żartu jest podanie nieprawdy. Sarna wniósł też, by sąd powołał biegłego z zakresu teorii komizmu, który miałby się wypowiedzieć na temat istoty żartu primaaprilisowego i jego granic. Witkowska powtórzyła, że Tusk nie stawi się w sądzie (nie ma takiego prawnego obowiązku). - Nie ma potrzeby, żeby powód się tłumaczył, dlaczego pozwał pozwanego, a nie innych, którzy dopuścili się naruszenia dóbr osobistych. To powód decyduje, kogo chce pozwać. Nie każde naruszenie dóbr osobistych kończy się w sądzie - niektóre spory można rozstrzygać polubownie, o czym pozwany nie musi wiedzieć - wyjaśniła. "Wszyscy znamy język polski" Pełnomocniczka oponowała przeciw wnioskowi o biegłego. - Wszyscy znamy język polski. Nie wymaga wiedzy specjalnej ocenienie, co tu było. Każdy prawnik wie, że zwyczaj nie stoi przed przepisami prawa i nie uchyla ich nawet w takim dniu jak prima aprilis - podkreśliła. - O ile wiem, to jest pierwszy w dziejach Polski, a może i świata - proces o dowcip primaaprilisowy. Choć prawo stoi ponad obyczajem, to jednak prawo obyczaj respektuje - replikował jej Urban. Uważa on, że epitety, jakie wobec premiera wypowiada - jak się wyraził - "prasa pisowska", nie szkodzą szefowi rządu, bo są skierowane do elektoratu PiS. - A nasz żart miał spory rezonans w internecie i wielu wyborców PO uwierzyło, że tak rozmawia władza. Premier uznał to za niebezpieczne i dlatego zdecydował się mnie pozwać - dodał. Jak powiedział Urban, tekst w jego tygodniku był pisany wedle "wyobrażeń społecznych oraz prawdziwych nagrań i prawdziwych wypowiedzi ze strony premiera i sfer rządzących". Jako osnowę artykułu Urban podał wypowiedzi Janusza Palikota - dawnego współpracownika Tuska. - Na tej podstawie mogę przytoczyć jak wyglądały dialogi premiera z otoczeniem - powiedział Urban. Na następnej rozprawie, zaplanowanej na 9 października, sąd chce przesłuchać jednego z dwóch autorów primaaprilisowego artykułu, by - jak poinformował sędzia Jacek Tyszka - poznać intencje przyświecające dziennikarzowi. Wniosek o powołanie biegłego z dziedziny komizmu, nie został rozstrzygnięty. Urban skazany na 10 lat więzienia... prima aprilis!