Jan Dopierała, sekretarz sekcji krajowej pracowników handlu "Solidarności", na co dzień pracownik bydgoskiego Reala, dostawał sygnały z różnych części kraju, jakimi metodami pracodawcy "przekonywali" pracowników, by ci odpuścili sobie strajk. Metody były różne, ale cel jeden: wprowadzenie atmosfery strachu. - Zadzwoniła na przykład kobieta z hipermarketu w południowej Polsce. Nie tylko w Boże Ciało, ale i w piątek jej szef biegał po sklepie, wrzeszcząc i wyzywając kasjerki. Ta sprawa pewnie skończy się w prokuraturze - opowiada. W Szczecinie kasjerek nie spuszczano z oka. - Nawet pani dyrektor siedziała na ławeczce i je obserwowała. W pewnej chwili podeszła do jednej i oświadczyła, że jak ta skończy obsługiwać klienta, to może pakować manatki - opowiada przewodniczący związku zawodowego w szczecińskim Realu. Dyrektorzy wielu marketów posadzili w kasach wynajętych pracowników zewnętrznych firm. Presja psychiczna wywierana na ludzi była wręcz nie do zniesienia. W Realu na warszawskim Ursynowie kasjerkom zapowiedziano, że w gotowości czekają wynajęci studenci, aby zastąpić je przy obsłudze klienta.