O "Odrze" stało się głośno blisko 2 miesiące temu, kiedy na odsiecz szwaczkom ruszyli stoczniowcy. Siłą wyprowadzili ówczesnego dyrektora zakładu z gabinetu i dotkliwie pobili. Obietnice o 200 tys. zł złożyli szwaczkom członkowie zarządu firmy. Pieniądze te miały być przeznaczone na zaległe czerwcowe pensje. W końcu września kobiety miały dostać wynagrodzenie za lipiec i sierpień. Niestety, skończyło się jedynie na obietnicach. Pracownice "Odry" mówią, że teraz nawet nie mają z kim rozmawiać o zaległych wypłatach: członkowie zarządu są nieuchwytni, a rada nadzorcza nie wie, czy będą zaległe pensje, czy nie. Szwaczki wystosowały już pismo do pani prezes zakładu, aby ta wystąpiła do sądu o ogłoszenie upadłości "Odry". Ponadto pracownice chcą ogłosić wotum nieufności wobec zarządu oraz rady nadzorczej zakładu.