w wywiadzie dla sobotniej "Rzeczpospolitej" powiedział, że z biura Borusewicza dzwoniono do gdańskiego oddziału Instytutu w sprawie książki autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka o Lechu Wałęsie. Borusewicz przyznał w sobotę, że jego pracownica dzwoniła do IPN, jednak zaznaczył, że rozmowa nie dotyczyła pracowników Instytutu. Małgorzata Gładysz, która miała dzwonić do szefowej referatu edukacji gdańskiego IPN Justyny Skowronek, przedstawia w niedzielę powody swojej interwencji w liście do marszałka Senatu. List ten udostępniła "Rzeczpospolitej". Gładysz pisze, że zadzwoniła do IPN, aby "wyrazić swoją dezaprobatę dla ich pokrętnych działań". Jak wyjaśnia, chodziło o spotkania zorganizowane przez IPN w Zespole Szkół Plastycznych w Gdyni-Orłowie. Gdański oddział IPN zaprosił Borusewicza na spotkanie z młodzieżą, ze szkoły, której marszałek jest absolwentem. Spotkanie odbyło się 4 września. Kilka dni później z uczniami tego samego liceum spotkali się Joanna i Andrzej Gwiazdowie oraz Krzysztof Wyszkowski i Sławomir Cenckiewicz, o czym Gładysz, jak sama podkreśla, dowiedziała się z radia. "Zaproszenie Pana Marszałka parę dni przed tym spotkaniem odczytałam jako manipulację i wmanewrowanie Pana Marszałka w sytuację, kiedy nie ma już szans odpowiedzi na niewybredne ataki pod Pana adresem ze strony wykładowców z IPN. Dodatkowo perfidne wydało mi się, że zostało do tego wykorzystane właśnie nasze liceum (Gładysz tez jest jego absolwentką) i jego dzisiejsi uczniowie" - pisze Gładysz w liście do Borusewicza. Dodaje, że nazwiska osób, które IPN zaprosił na to spotkanie pewnie padły w rozmowie, ponieważ właśnie o to spotkanie chodziło. "Natomiast ostatnia książka Cenckiewicza i Gontarczyka nie była przedmiotem mojego oburzenia" - podkreśla. Gładysz wyjaśnia, że ponieważ treść i sens jej słów są przeinaczane, postanowiła przedstawić fakty. Współautor książki ?SB a Lech Wałęsa?, szef pionu badawczego IPN w Gdańsku, Sławomir Cenckiewicz w wywiadzie dla ?Rz? właśnie Małgorzatę Gładysz oskarżył o wywieranie nacisków na IPN. Cenckiewicz zrezygnował z pracy w Instytucie w związku z - jak mówił - "nieuzasadnionymi i brutalnymi atakami" ekipy rządzącej oraz mediów na IPN, na niego, a także wobec planów cięć budżetowych. Ogłosił to we wtorek w swoim oświadczeniu. Kurtyka w wywiadzie dla "Rz" powiedział, że osoba, która dzwoniła do IPN, powołując się na Borusewicza, groziła, że działalność instytutu, a konkretnie książka o Wałęsie odbije się na budżecie IPN. Dodał, że sam Borusewicz też dzwonił do dyrektora gdańskiego oddziału Instytutu. Borusewicz zaprzeczył w sobotę, by wywierał jakiekolwiek naciski na IPN. Według Cenckiewicza Borusewicz "osobiście wywierał naciski i protestował" przeciwko zaproszeniu przez IPN Gwiazdów na szkolne zajęcia edukacyjne. Marszałek Senatu powiedział, że za karygodne uważa zaproszenie go przez IPN do jego szkoły na spotkanie z młodzieżą, nie informując, że kilka dni później, w tej samej szkole, odbędzie się spotkanie z Gwiazdami, Cenckiewiczem i Wyszkowskim. Tłumaczył, że gdyby miał świadomość, że jego wizyta w szkole wpisuje się w cykl spotkań, przemyślałby swoją obecność. Zaznaczył jednak, że nie wiedział o spotkaniu Gwiazdów z młodzieżą (jak mówił, dowiedział się o nim z publikacji prasowych), nie miał więc szansy naciskać na to, żeby się ono nie odbyło. We wtorek IPN zaprzeczył, jakoby przedstawiciele kierownictwa Platformy Obywatelskiej lub rządu naciskali na władze Instytutu w celu zwolnienia z pracy Cenckiewicza. W sobotniej "Rz" prezes IPN tłumaczy, że Instytut wystąpił o zwiększenie w przyszłym roku budżetu o 50 mln złotych. Jeśli ten wzrost wyniósłby 10 mln, Instytut musiałby ograniczyć aktywność i zwalniać pracowników. W sobotę premier Donald Tusk powiedział, że nie chce dopuścić do tego, aby wzrastały wydatki na instytucje publiczne i zapowiedział oszczędności w wydatkach rządu na przyszły rok. Podkreślił jednak przy tym, że IPN jest instytucją, która sama ustala swój budżet i rząd nie ma żadnego wpływu na jego kształt.