Mirosława Ryszkowska uważa, że właśnie za to zwolniono ją z pracy. Kancelaria wnosi o oddalenie pozwu, podkreślając, że nikt nie wymienił jej nazwiska jako odpowiedzialnej za odznaczenie, a przyczyną wypowiedzenia stosunku pracy nie była sprawa tego odznaczenia, lecz reorganizacja Kancelarii. Dzisiaj Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia kontynuował proces z powództwa Ryszkowskiej, b. eksperta w biurze kadr i odznaczeń Kancelarii Prezydenta RP. Mówi ona, że zrobiono z niej kozła ofiarnego w aferze związanej z odznaczeniem dla b. szefa PZPR i autora stanu wojennego. Twierdzi, że właśnie dlatego jesienią 2006 r. dostała wypowiedzenie stosunku pracy, choć formalnym powodem były "zmiany reorganizacyjne Kancelarii". Wiosną 2006 r. program TVN "Teraz My" ujawnił, że prezydent Kaczyński odznaczył Jaruzelskiego Krzyżem Zesłańców Sybiru. Ówczesny szef Kancelarii Prezydenta RP Andrzej Urbański oświadczył, że to "sabotaż", bo wbrew woli prezydenta pracownicy kancelarii z "wieloletnim stażem" dopisali Jaruzelskiego do listy odznaczonych. W wyniku całej sprawy Jaruzelski zwrócił odznaczenie. - Nie było żadnego sabotażu - powiedziała dziś w sądzie Ryszkowska, pracownica z 35-letnim stażem. Dodała, że nie było możliwe dopisanie kogokolwiek do listy ok. 200 osób mających być odznaczonych, która przyszła od ówczesnego wiceministra pracy. Podkreśliła, że ona sprawdzała tylko formalną stronę wniosku wobec Jaruzelskiego. - On spełniał wszelkie wymogi, bo był zesłany w latach wojny w głąb ZSRR - dodała. Zaznaczyła zarazem, że jej pracownica uprzedzała szefową biura kadr i odznaczeń Kancelarii Barbarę Mamińską, iż medal dla Jaruzelskiego może wywołać kontrowersje. - Ona wtedy poprosiła o ksero wniosku, mówiąc, że pokaże to A. Urbańskiemu; nie wiem, czy tak się stało - podkreśliła powódka. Kancelaria wnosi o oddalenie jej pozwu. - Nie doszło do naruszenia dóbr powódki - powiedział pełnomocnik strony pozwanej Bartosz Miszewski. Zwrócił uwagę, że nikt nie wymienił nazwiska powódki jako odpowiedzialnej za odznaczenie dla Jaruzelskiego. Podkreślił, że przyczyną wypowiedzenia stosunku pracy nie była sprawa odznaczenia, lecz reorganizacja Kancelarii. Ryszkowska przyznaje, że formalnie nikt nie zarzucił jej tego "sabotażu". Podkreśla zarazem, że w oświadczeniu Urbańskiego była mowa o rażącym naruszeniu obowiązków w całej sprawie przez pracowników Kancelarii, a ona sama została natychmiast zawieszona przez Urbańskiego w swych obowiązkach. - Gdybym była winna "sabotażu", powinnam była zostać zwolniona dyscyplinarnie - podkreśla powódka. Początkowo domagała się zadośćuczynienia za nieuzasadnione zwolnienie, ale potem zmodyfikowała powództwo na rzecz naruszenia dóbr osobistych. - Jeśli pisze się, że ktoś "podłożył" prezydentowi taki wniosek, jest to oskarżenie o przestępstwo, a przypisanie czegoś takiego urzędnikowi Kancelarii to niewyobrażalny absurd - zeznała świadek powódki Barbara K., b. pracownica biura odznaczeń. Dodała, że dopisanie kogokolwiek do listy odznaczonych jest niemożliwe, a Mamińska wiedziała, że na liście do odznaczenia jest Jaruzelski. - Nigdy nie pracowałyśmy "pod kogoś" - zapewniła Barbara K. Uskarżała się na "totalny brak zaufania" do pracowników Kancelarii, od czasu kiedy prezydentem został Lech Kaczyński. Proces odroczono do 8 lipca. W innym terminie na wniosek powódki mają być przesłuchani m.in. Urbański i Mamińska.