Stefania Chlebowska w styczniu skończyła 101 lat. W jednej z kamienic w centrum miasta kobieta mieszkała od 1959 r. Osiem lat temu kamienica zmieniła właściciela, a ten postanowił zburzyć budynek, by w jego miejsce postawić nowoczesny lokal z powierzchnią handlową i biurami. Aby zrealizować swoje cele, jak wskazywała kobieta, zaczął naciskać na mieszkańców kamienicy. Miał pogarszać ich warunki mieszkaniowe m.in. wymontować drzwi i okna z opuszczonych mieszkań. Następnie wymontowane zostały drzwi do budynku, co nasiliło kradzieże. Hanna Chlebowska, córka pani Stefanii, tłumaczyła PAP przed rozpoczęciem procesu, że klatka schodowa w budynku została ostemplowana drewnianymi balami tak, że kiedy po panią Stefanię przyjechało pogotowie, sanitariusze nie byli w stanie wynieść jej z mieszkania na noszach. W budynku miał zostać odcięty gaz i prąd, rozrzucano też w nim śmieci. Lokatorzy dostali również informację o nakazie rozbiórki budynku, choć inspektorat nadzoru budowlanego takiej decyzji nie wydał. Pismo dotyczące rzekomej decyzji o nakazie rozbiórki jest właśnie przedmiotem pozwu, w którym właścicielowi zarzuca się próbę oszustwa. Budynek do rozbiórki W czwartek w poznańskim sądzie rozpoczął się proces w tej sprawie. Oskarżony Josef L. nie przyznał się do zarzucanego mu oszustwa. W składanych przed sądem wyjaśnieniach podkreślił, że kamienicę, w której mieszkała pani Stefania z córką, kupił przez pośrednika w 2011 roku. Podkreślił, że po dokonaniu transakcji, poprzednia właścicielka wyprowadziła się, zabrała wszystkie swoje rzeczy i wymontowała piec. "Na drugi dzień przyjechali z gazowni i zobaczyli, że nie było instalacji i zamknęli gaz. Po zakupie pieca wziąłem rzeczoznawcę, żeby sprawdził, w jakim stanie jest budynek, ponieważ ja się na tym nie znam i nie mam uprawnień, żeby to stwierdzić. Ten rzeczoznawca sporządził swoją opinię i powiedział mi: ten budynek się zawala" - tłumaczył oskarżony. "Po pierwsze nie miał w ogóle fundamentów, tylko stał na cegłach. Został zrobiony wykop, żeby zobaczyć te fundamenty - były tam same cegły, rozwalające się. Ten budynek nie posiadał w ogóle ścian bocznych. Nie miał stropu, tylko belki wbite w sąsiednie budynki i na tym leżał strop. Ten budynek był zrobiony 50 lat temu w sposób chaotyczny, bez żadnych wymogów budowlanych" - dodał. Oskarżony wskazał, że po dwóch opiniach sporządzonych przez rzeczoznawcę w odstępie ok. trzech miesięcy, usłyszał od specjalisty, że "budynek cały czas idzie w dół i ściany pękają". "Rzeczoznawca mówił mi, że jeżeli coś się stanie, to będzie katastrofa i bez względu na przyczynę ja za to będę odpowiadał. Ja posłuchałem i zrobiłem te słupy. Napisałem do nadzoru budowlanego, informując, w jakim stanie jest budynek. Wysłałem tam wszystkie trzy opinie, zdjęcia, wyliczenia. Dostałem odpowiedź od nadzoru, żeby ten budynek został albo naprawiony, albo rozebrany. Wysłałem do nadzoru wniosek o pozwolenie na rozbiórkę, bo rzeczoznawca powiedział, że nie da się naprawić tych ścian bocznych i stropów" - mówił oskarżony. Oskarżony na pytanie sądu, czy w jakimkolwiek piśmie do lokatorów powoływał się na nakaz rozbiórki, kiedy nie był on formalnie wydany odpowiedział, że "napisałem, że prosiłem ich o opuszczenie lokalu dla dobra ich interesów. I może napisałem coś, nie wiem, nie znam się na gramatyce polskiej". Jak dodał, "moją intencją nie było wyrzucanie lokatorów, tylko miałem do nich prośbę" - stwierdził. Sugerował także, że narzeczony córki pani Stefanii chciał od niego pieniądze za wyprowadzenie się z budynku, mimo, że on sam - jak mówił - zaproponował im kilka lokali w ramach mieszkania zastępczego. Absurdalne wyjaśnienia Pani Stefania i jej córka mają zostać przesłuchane przed sądem na następnej rozprawie. Hanna Chlebowska powiedziała jednak w czwartek dziennikarzom, że jest zbulwersowana wyjaśnieniami oskarżonego. "Nie umiem powiedzieć, co czułam jak słyszałam te wyjaśnienia, bo to jest po prostu tak absurdalne, że właściwie tylko to jedno słowo przychodzi mi na myśl" - powiedziała. "Będę składała zeznania na następnej rozprawie, wtedy powiem więcej. Będziemy składać też wnioski dowodowe. Uważamy, że po latach dokumentów zgromadziło się tyle, i to dokumentów, które dokładnie wskazują na to, że zamiarem, który przyświecał oskarżonemu, kiedy pisał wezwanie do opuszczenia lokalu mieszkalnego z powodu nakazu budowlanego rozbiórki - był podstęp służący wywabieniu zarówno mojej mamy, która miała pełen tytuł prawny z mieszkania, jak i mnie. Wszystkie działania oskarżonego wskazują, że takie właśnie były jego zamiary" - podkreśliła i dodała, że w piśmie zostało "czarno na białym" napisane, że lokatorzy muszą się wyprowadzić z powodu nakazu rozbiórki wydanego przez nadzór budowlany. Kobieta pokazała mediom kopię tego pisma i wskazała, że użyte w nim sformułowanie jest precyzyjne i nie świadczy o "braku znajomości polskiej gramatyki". Kolejną rozprawę zaplanowano w kwietniu. Pani Stefania walczyła z Josefem L. na drodze sądowej już wcześniej. Wyrokiem z czerwca 2016 r. Sąd Okręgowy w Poznaniu nakazał nowemu właścicielowi, aby przeprosił lokatorkę i zapłacił jej 10 tys. zł z tytułu zadośćuczynienia. Nowy właściciel kamienicy odwołał się od wyroku, wówczas do sprawy przyłączył się Rzecznik Praw Obywatelskich, opowiadając się po stronie kobiety i wnosząc o utrzymanie postanowienia sądu. Sąd apelacyjny wyrok utrzymał.