Ruch Bielszowice jest częścią kopalni Ruda w Rudzie Śląskiej. W niedzielę blisko tysiąc metrów pod ziemią doszło tam do samozagrzania węgla. To tzw. pożar endogeniczny, czyli taki, który nie powstał z przyczyn zewnętrznych. Takie pożary są naturalnym zjawiskiem w górnictwie; często przejawiają się nie tyle ogniem, co wzrostem temperatury, wydzielaniem się gazów i możliwym zadymieniem wyrobiska. Są następstwem procesu samozagrzewania się węgla, wystawionego na działanie tlenu. "W kopalni nieprzerwanie pracują ratownicy, po sześć zastępów (w sumie ok. 30 osób - PAP) na każdej zmianie. Prawdopodobnie w czwartek rejon pożaru zostanie ostatecznie otamowany, a tym samym odcięty od pozostałej części kopalni. Z jednej strony wyrobiska powstaje tzw. korek wodny, z drugiej tama przeciwwybuchowa" - powiedział w środę PAP Tomasz Głogowski, rzecznik Polskiej Grupy Górniczej, do której należy rudzka kopalnia. W akcji, nadzorowanej przez Okręgowy Urząd Górniczy w Gliwicach, uczestniczą zarówno ratownicy z kopalni Ruda, jak i zastępy z Okręgowej i Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego. Ratownicy pracują w trudnych, podziemnych warunkach. Według ekspertów w Bielszowicach doszło do samozagrzania się węgla w tzw. płocie węglowym, oddzielającym chodnik od zrobów (miejsc po eksploatacji - PAP) sąsiedniej ściany wydobywczej, oraz tzw. pożaru szczelinowego. Na wzrost zagrożenia pożarowego wpłynęły także gwałtowne skoki ciśnienia atmosferycznego. W wyniku pożaru nikt nie ucierpiał, nie było też konieczności ewakuacji załogi. Otamowanie wyrobiska spowoduje całkowite odcięcie dopływu tlenu w rejon pożaru, co powinno spowodować jego stopniowe wygaszenie. Po otamowaniu stale monitorowany będzie skład atmosfery w rejonie zagrożenia. PGG zapewnia, że akcja pożarowa nie ma wpływu na bieżące wydobycie węgla w kopalni Ruda i nie spowoduje zmniejszenia tegorocznego poziomu wydobycia w kopalni. (PAP) Marek Błoński