Lekarze uznali, że stan jednego z dzieci poszkodowanych w pożarze domu jednorodzinnego w Jastrzębiu-Zdroju w województwie śląskim, pozwala na wypis do domu. Pod opieką lekarzy jeszcze trzy osoby: matka i dwoje innych dzieci. Jedno z nich oraz kobieta są w ciężkim stanie. Oboje są nieprzytomni, leżą na oddziałach intensywnej terapii. Prokuratura na razie nie może nikogo przesłuchać. Wiadomo, że ojca nie było wtedy w domu. Pomoc wezwał 17-latek, który spał na poddaszu. W płonącym domu przebywało sześć osób - matka i pięcioro dzieci. Płomienie szybko ugaszono, ale zabójczy okazał się czad. Kiedy strażacy dotarli na miejsce, czteroletnia dziewczynka już nie żyła. Drugą, 17-latkę, reanimowano, ale i jej nie udało się uratować. Na początku tygodnia zostanie przeprowadzona sekcja zwłok obu dziewczynek. Pozostali członkowie rodziny trafili do szpitali w Cieszynie i Jastrzębiu. W momencie wybuchu pożaru ojciec dzieci był w pracy, ale kiedy dowiedział się o tragedii, zasłabł i również trafił do szpitala. Ogień pojawił się najprawdopodobniej w prasowalni Na razie nie wiadomo, co mogło być przyczyną pożaru. Ustalono jedynie, że ogień pojawił się w niewielkim pomieszczeniu, które w tym domu było najprawdopodobniej miejscem do prasowania. Znaleziono tam też m.in. żelazko. Specjalistyczne analizy wykażą teraz, czy urządzenie było włączone. W domu było mnóstwo antywłamaniowych zabezpieczeń, co utrudniało wejście strażakom, ale też mogło osłabić wentylację. Jak usłyszał w prokuraturze nasz reporter Marcin Buczek, kilka lat temu w tym samym domu też się paliło. Straty materialne były spore, ale nikt nie ucierpiał. Na razie prokuratura nie łączy obu tych spraw.