Ozon: Oficjalny plakat obchodów 50. rocznicy wydarzeń Czerwca 1956 przedstawia noworodka z biało-czerwoną opaską na przegubie rączki i napis "Pierwszy krzyk". Czy oddaje istotę tamtych wydarzeń? Paweł Machcewicz: Ten plakat oddaje tradycyjne spojrzenie na Czerwiec, które ukształtowało się w czasach Solidarności, począwszy od wielkich obchodów jego rocznicy w roku 1981. Czerwiec '56 jest tu widziany jako pierwsze ogniwo z cyklu buntów robotniczych przeciwko władzy komunistycznej. Kolejne miały już być dojrzalsze. Umyka nam tu coś bardzo ważnego. Otóż był to prawdopodobnie najbardziej radykalny bunt antysystemowy, w wymiarze politycznym, narodowym, niepodległościowym. Swoim radykalizmem przesłaniał kolejne - Grudzień '70, Czerwiec '76 i Sierpień '80. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że to było powstanie? Nie, jednak z pewnymi zastrzeżeniami. Manifestacja przeszła w walkę zbrojną. Wznoszono barykady, rozbrajano MO i żołnierzy. Wiele godzin trwało oblężenie budynku Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Dwie doby po rozpoczęciu protestu, ostrzeliwali się jeszcze pojedynczy strzelcy z dachów. Były też próby przeniesienia działań do miejscowości pod Poznaniem, dokąd wyruszały grupy uzbrojonej młodzieży na samochodach ciężarowych. Bardzo silnie była obecna retoryka niepodległościowa zwrócona przeciwko okupacji rosyjskiej. A więc zryw poznański nosił znamiona powstania. Natomiast nie było tu planu, elementu organizacji i był to bunt krótkotrwały. Demonstranci zdobyli broń w dniu manifestacji, czy mieli ją przygotowaną wcześniej? Mieli przygotowane jedynie niektóre transparenty. Broń zdobyto po zajęciu więzienia, od milicjantów i żołnierzy. Było tego góra kilkadziesiąt sztuk. Ale to wystarczyło, by w kilku miejscach miasta powstały zaciekle bronione punkty oporu. Wygląda na to, że żądania robotników w trakcie protestu się zmieniały. Pierwotnie miały przecież wyłącznie socjalny charakter. Potem zaczęto zrywać czerwone flagi, zrzucać urządzenia służące do zagłuszania zachodnich audycji radiowych. Cechą tego buntu była błyskawiczna radykalizacja i upolitycznienie. To się zmieniło dosłownie w ciągu paru godzin. Wychodząc z Cegielskiego, robotnicy wznoszą okrzyki "Chcemy chleba". Ale już po dwóch godzinach dochodzą do haseł: "Chcemy wolności", "Precz z Ruskami z naszego miasta". Radykalizacja była gwałtowniejsza niż w przypadku buntu w roku 1970 czy 1976. Wytłumaczenie jest proste. To była reakcja na stalinizm, czyli na niezwykle represyjną dyktaturę, jakiej nie było nigdy później w historii Polski. Historycy są właściwie zgodni, że większość samosądów na funkcjonariuszach UB (jeden zabity, kilkoro pobitych) to odreagowanie po latach zbrodni. Walki pomiędzy uzbrojonymi grupami a siłami bezpieczeństwa trwały aż dwa dni. Ile osób ucierpiało? Opór został złamany już 28 czerwca po południu i wieczorem. Ofiar było ponad 70. W grudniu 1970 r. zginęło ponad 40 osób. Zatem nigdy już nie było tak krwawych i dramatycznych wydarzeń jak w Poznaniu. Liczba 100 tys. demonstrantów jest prawdziwa? Tego nikt nie jest w stanie policzyć. To jest liczba maksymalna. Jak się rozprawiono z aresztowanymi? Pierwsza reakcja była bardzo ostra. Zatrzymano ok. 500 osób. Bardzo brutalnie obchodzono się z nimi w śledztwie. Ale można powiedzieć, że oskarżeni mieli sporo szczęścia, ponieważ procesy toczyły się w atmosferze nadciągającego przesilenia politycznego. Zbliżało się VIII Plenum. Poza kilkoma osobami wszyscy wyszli na wolność jesienią. Owoce Czerwca '56? Utorował drogę wszystkim zmianom politycznym w październiku i po październiku tamtego roku. Bez tego krwawego buntu władze by się nie zdecydowały na tak daleko idące odejście od stalinizmu, głębsze niż w jakimkolwiek innym kraju bloku komunistycznego. To jest w dużej mierze zasługa Poznania. Jak te wydarzenia były dotąd przez historyków przedstawiane? Były niedoceniane. Przesłonięte przez Październik '56 - ruch ogólnokrajowy. To było takie myślenie jak na plakacie na 50. rocznicę - że Czerwiec był nieśmiałym początkiem. Właściwy obraz sytuacji mógł być zrekonstruowany, dopiero gdy historycy uzyskali dostęp do dokumentów UB. Mnie się to udało w roku 1990. To były bardzo szczegółowe raporty o tym, jak się ludzie zachowywali, o tym, co się działo w Poznaniu godzina po godzinie. Ja też byłam pod wrażeniem rozmiarów tego buntu, gdy wczytywałam się w szczegółowe kalendarium wydarzeń. To było jak wzbierająca rzeka, nie do zatrzymania. Pod budynkiem UBP, skąd padają pierwsze strzały do tłumu, zaczyna się coś niezwykłego, coś co nie powtórzyło się już nigdy w PRL: budowanie barykad, ostrzeliwanie się. W tym sensie poznański Czerwiec jest kontynuacją tradycji podziemia niepodległościowego, Powstania Wielkopolskiego, Powstania Warszawskiego. Gdy się czyta, jak się ludzie zachowywali na ulicach, widać ich wiarę w to, że uczestniczą w powstaniu narodowym. PaweŁ Machcewicz, historyk, politolog, prof. Collegium Civitas w Warszawie, były szef biura badawczo-edukacyjnego IPN Czytaj więcej w tygodniku